ZZPKM na „Stalowej”

Wraz z jubileuszem 30-lecia zajezdni „Stalowej” obchodzimy również nie mniej ważny jubileusz 30-lecia działalności w zakładzie naszej organizacji związkowej – Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej. Chcąc niejako przybliżyć naszym czytelnikom działalność zarządu oddziałowego „Stalowa” poprosiliśmy o rozmowę i kilka wspomnień  pierwszego przewodniczącego zarządu oddziałowego Tadeusza Bujalskiego.

– Na „Stalową” trafiłem 3 maja 1983 roku, jako jeden z dwunastoosobowej grupy oddelegowanej z ówczesnego MZK celem dokonania pierwszych odbiorów i uruchomienia eksploatacji zakładu. Bez przesady można powiedzieć, że byliśmy niczym pionierzy na dzikim zachodzie, zdani na siebie, własną pomysłowość i zaradność. Wszystko trzeba było organizować niemal od podstaw. Naszym pierwszym zapleczem socjalnym był dzisiejszy budynek stacji paliw. Był on naszą szatnią, jadalnią, umywalnią i pokojem narad. W zimie, obok budynku dzisiejszej portierni przy bramie głównej, w którym było całe biuro kierownictwa, kadry, dział ekonomiczny, finansowy, było to jedyne miejsce umożliwiające ogrzanie się. Dzisiejsza hala OT nie miała jeszcze szyb, okien a jedyne ogrzewanie zapewniały dymiące koksowniki. Warunki były naprawdę spartańskie, jednak wierzyliśmy, że uda się nam wszystko przetrzymać i uruchomić zajezdnię.

Jesienią 1983 naszą grupą zaczęli zasilać następni pracownicy. Część z nich była niemal prosto z ulicy, a część oddelegowana z innych zajezdni. W częstych rozmowach przy posiłkach, po pracy wynikła potrzeba stworzenia na zajezdni zarządu oddziałowego ZZPKM, choć wtedy był to Związek Zawodowy Pracowników Miejskich Zakładów Komunikacyjnych (ZZP MZK). Zorganizowaliśmy tzw. pierwszą grupę inicjatywną, odbyliśmy kilka zebrań i na jednym z nich w ramach wyborów zostałem przewodniczącym oddziałowym „Stalowa”. Nie był to łatwy okres na bycie przewodniczącym. Ludzie zwracali się do mnie z prośbą o pomoc dosłownie we wszystkim. Począwszy od przysłowiowego mydła a skończywszy na poparciu, interwencji w sprawie przydziału mieszkania, zapomogi rodzinnej, itd. Właściwie w tamtym okresie praca trwała nie 8-10 godzin, a nierzadko 16 czy 18, gdyż po wykonaniu swoich normalnych obowiązków zawodowych trzeba było zająć się sprawami związkowymi, gdzie najczęściej na planie pierwszym była pomoc pracownikom w codziennym zaopatrzeniu. A to akcja zaopatrzenia na zimę w ziemniaki, cebulę, owoce, a to rozdział poza kartkowych kurczaków, karpi, cukierków, papierosów. Nasz związkowy pokój przypominał czasami wielobranżowy sklep niemal ze wszystkim.

Oczywiście musiał być również czas na prace związkową, statutową.

W drugiej połowie lat 80-tych nasz oddział zakładowy zrzeszał ponad 300 pracowników i był najliczniejszym ze wszystkich tramwajowych i autobusowych oddziałów. Nawet „Woronicza”, gdzie było największe uzwiązkowienie miał mniej związkowców.

Po mnie kolejnym przewodniczącym oddziałowym został Jerzy Pękala. Kolejnymi byli Bogdan Bucholc i Eugeniusz Talarek, który jest również obecnym przewodniczącym oddziałowym.

Największy sukces naszej organizacji oddziałowej?

Wywalczenie, jeszcze w czasach gdy było MZK, najwyższych stawek dla pracowników „Stalowej”. Żadna zajezdnia nie miała takich stawek jak my, co doprowadziło do tego, że w szybkim tempie wzrosło zatrudnienie w naszym zakładzie, a przed tamtą regulacją zawsze mieliśmy największe braki w pracownikach. Nikt nie chciał pracować na „Stalowej”, bo to wrony zawracają, w papę wieczorem dają i grosze płacą. Po podwyżkach nagle wszyscy chcieli pracować na „Stalowej”. Napływ ludzi był taki, ze stworzono nawet blokadę przyjęć na „Stalową”.

Największa porażka?

Trudno powiedzieć, czy była to porażka naszej organizacji oddziałowej, chyba była to porażka wszystkich autobusiarzy, gdy podzielono w 1994 roku MZK na Tramwaje Warszawskie i Miejskie Zakłady Autobusowe. Póki stanowiliśmy, jako autobusiarze z tramwajarzami jedną całość to i nasz głos był silniejszy i bardziej słyszalny w ratuszu. Łatwiej było walczyć o większe stawki, o lepsze warunki pracy. Nie było podziału na lepszych i gorszych. Nikt nie forował tych czy tamtych, bo lepsze wyniki, większa innowacyjność, itd. Dzisiaj to ciągłe porównywanie, czasami sztuczne i tworzone pod określone cele, podczas których zatraca się istotę działania komunikacji miejskiej.

Myślę, że dzisiaj, jednym z istotnych zadań dla związku jest stałe przypominanie różnym tzw. czynnikom decyzyjnym, istoty funkcjonowania zbiorowej komunikacji miejskiej. Przypominanie, że budują ją konkretni ludzie, z konkretnymi potrzebami, pragnieniami a nie makro i mikro mechanizmy ekonomiczne. Współdziałanie z nimi na zasadzie partnerskiej to gwarantowany stały rozwój komunikacji w mieście.

Warszawa w listopadzie 2015.