Pójdźmy przykładem Wałbrzycha


lidiaZarządca warszawskiego publicznego transportu zbiorowego (ptz), poszukując rozwiązań jak zwiększyć wpływy do miejskiej kasy ze sprzedaży biletów, niejednokrotnie sięga po zagraniczne wzory, które nie zawsze są najlepsze, bo to i inny kraj, inna kultura osobista pasażerów i po prostu inna mentalność obywateli. Czasami nie trzeba jechać do Włoch, Francji na miesięczne szkolenia tylko wystarczy pojechać na tydzień do Wałbrzycha i nauczyć się, że ho, ho, a nawet więcej.

No tak, ale w Wałbrzychu nie ma takich widoków a i pizza też ma inny smak, jak ta w Mediolanie czy Padwie.


A poza tym, czy Wałbrzych może coś nauczyć Warszawkie?

Ano może, może.
Problem gapowiczów i jazdy bez biletów istnieje chyba od samego początku jak wymyślono komunikację zbiorową i korzystanie z niej za pomocą wykupionego biletu. Różnie to na przestrzeni dziejów ptz bywało z tymi gapowiczami. Raz lepiej, raz gorzej. Jednak chyba tak źle, jak teraz nie było.

Wg „Gazety stołecznej”: Od 2010 do 2012 r. warszawscy kontrolerzy wlepili ponad 800 tys. mandatów za jazdę bez ważnego biletu. Podczas kontroli łapią 5-6 proc. pasażerów – tylu podróżuje na gapę . Czyli średniorocznie ok 260 tysięcy „wlepionych” kar. Ilu nie wlepiono? Ilu tak naprawdę jest gapowiczów? Statystyki milczą.

Jeżeli codziennie podróżuje warszawskim ptz ponad 3 miliony pasażerów (wyniki szacunkowe) i zakładając, że tylko, co 10 pasażer nie ma biletu, to codziennie jest w autobusach, tramwajach, metro ponad 300 tysięcy gapowiczów. Gdy policzy się to w skali roku – liczba poraża – może to być ponad 100 milionów gapowiczów. Dodajmy, że tylko w przypadku, gdy co 10 pasażer jedzie bez biletu.
A jeśli będzie to średnia krajowa na poziomie notowanym w wielu miastach ok. 20 procent, czyli co 5 pasażer nie ma biletu, to liczby w zawrotnym tempie rosną i sięgają grubo ponad 200 milionów osób.
A jeśli będzie to tak, jak w Wałbrzychu, że co 3 pasażer nie miał biletu, co może być prawdopodobne i w Warszawie? Wtedy wynikałoby, że w Warszawie codziennie może być ok. 1 miliona gapowiczów. W skali roku, lepiej już nie liczyć, bo liczby po prostu „powalają na glebę”.

Gdyby stał się „cud” i nagle wszyscy zaczęli płacić bilety te tańsze po 3,40, to tylko w ciągu roku można by było wymienić całą flotę autobusów solo na nówki i w dodatku z tej wyższej półki.
W Wałbrzychu w cuda nie wierzą i postanowili wziąć sprawę za rogi.


bildeCATH7D3ZZaczęli od eksperymentu, w którego powodzenie i sukces nie od razu uwierzono w 2012 roku.

Z dniem 1 października 2012 roku wprowadzono do wałbrzyskich autobusów 14 byłych kontrolerów biletów zamieniając ich w kontrolero-konduktorów. Do obowiązków dodano obok kontroli i sprzedaży biletów, informowanie pasażerów o połączeniach, dbanie o czystość wozu, bezpieczeństwo pasażerów, itd. Czyniąc ich jakby gospodarzami wozu.

Jednak ich głównym zadaniem jest sprzedaż biletów i kontrolowanie, czy pasażerowie nie jeżdżą na gapę. Jeżeli ktoś nie ma biletu, jest proszony o jego zakup lub… wypraszany z autobusu – mówi Mariusz Kacała z Zarządu Dróg, Komunikacji i Utrzymania Miasta w Wałbrzychu.
Jak widać, żadnej agresji, przemocy – tylko uśmiech kontrolera, który nie od razu chce wypisać mandat a po prostu wyprasza z autobusu.

Po 3 miesiącach eksperymentu zauważono, że sprzedaż biletów w 2012 roku wzrosła do analogicznego okresu z roku wcześniej (2011) aż o 25 procent. A to uczyniło raptem tylko 14 kontrolerów na 14 autobusach (wszystkich jest nieco ponad 70, ale firma rozwija się i być może powróci do czasów świetności, gdy miała ponad 100 wozów). W kolejnych miesiącach zatrudniano kolejne osoby na umowy zlecenia obsadzając nimi kolejne autobusy. W połowie 2013 roku łącznie było ponad 50 konduktorów na niemal wszystkich kursujących po aglomeracji wałbrzyskiej autobusach należących do ZDKiUM w Wałbrzychu (po Wałbrzychu kursują jeszcze nieliczne autobusy miejskie innych prywatnych przewoźników). Wpływy do miejskiej kasy poszybowały znacząco, co zachęciło ZDKiUM do utrzymanie cen biletów (2,40 zł normalny i 9 zł całodobowy) czy utrzymania ceny 0,70 zł za tzw. bilet socjalny (duże bezrobocie na poziomie ok 30%, niskie dochody pracujących) czy wprowadzenie na okres lata tzw. biletów wakacyjnych dla dzieci i młodzieży do 20 lat w cenie 1 zł za bilet jednorazowy. Od maja tego roku wprowadzono, że każdego pierwszego dnia miesiąca kierowcy indywidualni za okazaniem ważnego dowodu rejestracyjnego mogą cały dzień korzystać z autobusów miejskich. Ma to być zachętą do korzystania z komunikacji miejskiej, ale również w dłuższej perspektywie czasu ma na celu pozyskanie kolejnych, stałych pasażerów. Czyli dodatkowych wpływów do miejskiej kasy i rozbudowę sieci komunikacyjnej.

Wprowadzenie konduktorów do autobusów, to nie tylko większa kasa, ale przed wszystkim aktywna nauka kultury podróżowania i samokształcenia pasażerów, o którą najtrudniej.
– Pojawienie się konduktorów ułatwiło nam pracę, bo nie tracimy czasu na sprzedaż biletów – wyjaśnia Adam Bała, kierowca autobusu komunikacji miejskiej w Wałbrzychu. Dodaje, że pasażerowie są też zadowoleni, bo autobusy kursują bez opóźnień, zgodnie z rozkładem. – Obecność konduktora w autobusie ma również znaczenie profilaktyczne. Wandale przestali czuć się bezkarnie i nie niszczą pojazdu – twierdzi Bała.

Największy plus dla miasta to oczywiście praktyczne wyeliminowanie osób jeżdżących na gapę. Wcześniej nawet, co trzeci pasażer w Wałbrzychu nie kasował biletu. Pieniądze, które miasto wydaje na płace konduktorów, z nawiązką, więc odzyskuje dzięki temu, że za przejazd płacą teraz wszyscy. Jeśli do autobusu wsiada pasażer, który nie kasuje biletu i nie zamierza go kupić, jest wypraszany przez konduktora z pojazdu.

Do takiej sytuacji doszło ostatnio w autobusie linii C. Kiedy pewien mężczyzna nie chciał zapłacić za bilet i zlekceważył polecenie konduktorki, do opuszczenia autobusu zmusiła go grupa pasażerów.
– Większość pasażerów reaguje na nas pozytywnie, zdarzają się przypadki agresji, ale są one sporadyczne – mówi Marek Foltyniewicz, który jest konduktorem od czterech miesięcy.
Dyrekcja Zarządu Dróg Komunikacji i Utrzymania Miasta w Wałbrzychu zadbała o to, by konduktorzy umieli radzić sobie w takich sytuacjach. Zorganizowano im szkolenia z psychologiem, policjantem oraz strażnikiem miejskim.

Jak widać z powyższego w Wałbrzychu powoli, acz stale i systematycznie wzrasta wśród pasażerów poczucie współwłasności i współodpowiedzialności za to jak wygląda ptz i jak będzie wyglądać w przyszłości, gdy się o niego dba nie tylko wymaganiami, ale przed wszystkim codzienną rozumną wspólną eksploatacją. Eksploatacją, która może być tania, tylko trzeba chcieć i zrozumieć – jak działa, czemu działa i jak powinna działać, by była tania. A tania, to także pozbawiona gapowiczów.
Oczywiście warszawscy malkontenci powiedzą, – co dobre w Wałbrzychu nie sprawdzi się w Warszawie. Tam jest 100 autobusów a u nas ponad 1000. Trudno obstawić 1000 autobusów konduktorami.

Oczywiście, po części mogą mieć rację. Ale czy zaraz trzeba obstawić wszystkie autobusy? Może na początek 100-200 autobusów. Wywiesić nad wejściem – autobus z konduktorem i popatrzeć, poeksperymentować. Czemu od razu krytykować, że to z Wałbrzycha, tam dobre a tu nie.
No tak, Wałbrzych nie leży nad błękitną laguną czy uroczą Sekwaną czy Dunajem.

Więcej warto zobaczyć na stronach:
http://walbrzych.naszemiasto.pl/tag/walbrzych-konduktor.html
http://www.youtube.com/watch?v=6b6jqwuPsjo
http://dolny-slask.org.pl/523961,Walbrzych,Walbrzyskie_Trolejbusy.html