Dmuchanie w balony

Dariusz KlimaszewskiIm bliżej terminu wyborów, tym więcej obietnic kandydatów na samorządowe stołki. Wiele z nich, zapewne, niczym przysłowiowe odpustowe balony uleci gdzieś w siną dal, ale póki co, dzisiaj trwa wielkie dmuchanie balonów. Szczególną, niemal profesjonalną wprawę w tym nadymaniu gumowych kul, mają kandydaci na stołek Prezydenta m. st. Warszawy, którzy dosłownie prześcigają się w swych obietnicach. Jakby najważniejszy był kwiecisty, soczysty słowotok czasami przypominający, mówiąc grzecznie – dziecięce dyrdymały, a nie to co jest w tych wypowiedziach istotne. Czyli realne, możliwe do zrealizowania plany rozwoju miasta i poprawienie codziennego życia mieszkańcom.

Jednym z takich dyrdymałów, głoszonych przez kandydata z ramienia podobno prawych i sprawiedliwych jest obiecywanie warszawiakom bezpłatnej komunikacji jeśli oddadzą na niego swój głos.

Gdyby ogłosić konkurs na największe dyrdymały obecnej kampanii wyborczej, zapewne ten zająłby, jak na razie, jedno z czołowych miejsc pod względem kompletnego absurdu i totalnej niewiedzy w temacie warszawskiej komunikacji. Absurdu budzącego grozę do jakiego stopnia można posunąć się w naciąganiu wyborców populistycznymi, bez pokrycia hasłami. Hasłami, które robią wyborcom przysłowiowy budyń, wodę z mózgu.

Ów kandydat zakłada, że gdyby przymusić do płacenia podatków ok. 300 tysięcy osób, które mieszkają w Warszawie a płacą podatki poza Warszawą, to miejska kasa wzbogaciłaby się o 1 miliard złotych. Ta kwota podobno pozwoliłaby na sfinansowanie darmowych przejazdów, bo dzisiaj wpływy z biletów to ok. 760 milionów złotych.

Jednak koszty komunikacji to nie jest tylko 760 milionów a nieco więcej. Ponad trzy razy więcej, bo ok. 2,7 miliarda złotych. Sprzedaż biletów raptem finansuje 1/3 całych kosztów.

Zatem chcąc zapewnić darmową komunikację trzeba znaleźć jeszcze około 2 miliardów. Myśląc kategoriami kandydata – znaleźć i namówić jeszcze 600 tysięcy mieszkających a nie płacących podatków w Warszawie. Czyli razem, ze wspomnianymi 300 tysiącami, prawie milion osób.

Innym pytaniem jest czy wszyscy będą chcieli przesiąść się do darmowych autobusów, tramwajów.

Jeśli tak, to powstaje kolejne pytanie czy zapewnimy im z dnia na dzień przynajmniej 1000 dodatkowych autobusów, 400 tramwajów, itd. Czy pomieszczą się one na coraz węższych ulicach Śródmieścia, Mokotowa i innych dzielnic zamienianych w deptaki i ścieżki rowerowe?

Nie łudźmy się. Darmowa komunikacja nie zacznie działać z dnia na dzień bez dodatkowych kosztów, które najpierw trzeba ponieść, aby była rzeczywiście darmową.

Po pierwsze trzeba wybudować nową, nowoczesną infrastrukturę w postaci nowych zajezdni, warsztatów, zatoczek przystankowych, krańców, itd. Dostosować ulice, stworzyć nowe ciągi komunikacyjne, w których zwiększony potok autobusów, tramwajów nie będzie się wzajemnie blokować z powodu braku miejsca. Wreszcie zmienić trakcję autobusów ze spalinowej na elektryczną, w dodatku nie tylko na tą pobierającą energię elektryczną z sieci energetycznej, ale również wzorem tramwajów, potrafiącą również oddać energię do sieci. A to wymaga kolejnych nakładów na sieć, podstacje, itd. Inną sprawą jest, że w dalszym ciągu trwają próby, testy, niemal na poziomie laboratoryjnym z silnikami elektrycznymi do autobusów, które spełniałyby takie wymagania.

Po drugie, nie bez znaczenia jest zatrudnienie kolejnych pracowników o wysokich kwalifikacjach, a to także dodatkowe koszty.

Jednak te w wielu przypadkach raz poniesione koszty zwrócą się po pewnym czasie, co niewątpliwie wpłynie na faktyczne zmniejszenie kosztów funkcjonowania warszawskiej komunikacji.

Zatem mówiąc o bezpłatnej komunikacji trzeba najpierw powiedzieć, że docelowo może być bezpłatna, ale to proces złożony i niestety najpierw wymagający ogromnych nakładów, wydatków przynajmniej na poziomie budowy 2 linii metra, gdzie każda byłaby co najmniej o długości 20 km. Czyli, wiele, wiele miliardów.

Dzisiaj zamiast głosić populistyczne, bez pokrycia hasła lepiej zastanowić się jak obniżyć koszty funkcjonowania komunikacji poprzez mądre inwestowanie w nią, a nie poprzez cięcie kosztów płac, opieki socjalnej m. in. pracowników warszawskiej komunikacji

A tak na zakończenie.

Czy zatem warto oddać głos na kandydata głoszącego populistyczne hasła o darmowej komunikacji? Czy można poważnie traktować go przy urnie wyborczej?

Dariusz Klimaszewski