I jak tu chwalić?

To, że miasto nie ma koncepcji i realnych planów na komunikację (metro to tylko półśrodek) wiadomo od dawna. Wiadomym również jest to, że nie ma koncepcji jak zarządzać tym, co ma i wiele ruchów, szczególnie w komunikacji autobusowej robione jest na tzw. czuja lub po omacku w imię zasady – jak trzeba będzie to coś się wymyśli. A, że wiele ruchów, jak to nazwała „Gazeta Wyborcza” (GW) jest robiona „na gwałt”, to też już zaczyna być normą. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wiele tych „gwałtów” szacownego nadzorcy robionych jest w pewnej tajemnicy. Jednak nie wszystkie tajemnice uda się skrzętnie ukryć.

„ZTM musiał na gwałt szukać 40 autobusów. To będą przestarzałe MAN-y. Sprawa wyszła na jaw podczas zorganizowanej przez „Gazetę Wyborczą” debaty o tym, jak II linia metra zmieni Warszawę. Dr Michał Wolański z SGH wytknął, że ratusz późno zabrał się za konsultacje w sprawie nowych tras tramwajów i autobusów. Podobno, żeby nie drażnić przed wyborami pasażerów, którzy protestowali przeciw skracaniu tras z Bemowa, Targówka czy Białołęki. Pośpiech zezwolił urzędnikom na postawienie niewygórowanych warunków. M. in. nie wymagania klimatyzacji w pojazdach jak również wieku pojazdów. Dopuszczono wozy wyprodukowane w 2003 roku, które posiada ITS Michalczewski i on też wygrał przetarg na obsługę linii przez rok. Podobno za rok ZTM znajdzie środki na nowocześniejsze wozy” – pisała GW.

Jednym słowem szacowny nadzorca po raz kolejny „odpuścił” jakość na rzecz „załatania dziury”, bo wybory za pasem a wyborcy nie wybaczają.

A przecież mogłoby być inaczej, gdyby nadzorca miał lepszego „czuja” i pochylił się nad mapą miasta stołecznego Warszawy i popatrzył nie tylko na układ ulic z czerwoną krechą II linii metra, ale również zaznaczył na niej ilu i gdzie mieszka obywateli syreniego grodu. Gdzie się zagęszcza zabudowa, a przez to przybywa mieszkańców i gdzie wydano kolejne pozwolenia na budowę, kolejnych warszawskich sypialni. Być może wówczas zauważyłby, że ma za mało autobusów nie tylko tych „dowozowych” do „rachitycznej II linii metra”, ale również tych na dłuższe trasy, których notabene też jest za mało, co zapewne wyjdzie niebawem.

No cóż, w zeszłym roku nadzorca ciął, kreślił, likwidował linie. Podobno będą niepotrzebne jak ruszy II linia. Minął rok i cóż mamy za kwiatek – otóż, ktoś, coś źle skalkulował i jednak trzeba zrobić korektę. Jednak potrzeba więcej autobusów. Tylko skąd je wziąć, gdy potrzeba nagli.

Gdyby nadzorca, tak naprawdę zajął się szczegółowymi analizami, stałymi i systematycznymi, a nie ad hoc, przy okazji, konsultacjami z mieszkańcami, analizami rynku mieszkaniowego, analizami układu komunikacyjnego, a nie planowaniem ilości taboru u przewoźników, bo mu się wydaje, że wie lepiej, to zapewne byłoby mniej „gwałtów”. A tak, zapewne już w niedługim czasie, będziemy świadkami kolejnych spontanicznych działań nadzorcy w imię – jest dziura trzeba ją załatać. Tylko czasami, niektóre z nich szybko nie dadzą się załatać, gdyż potrzebują dużo, dużo pieniędzy na nowy tabor, zajezdnie, itd. Niestety, również na stosowne wynagrodzenie dla ludzi, którzy to wszystko muszą obsłużyć. O tym nie można zapominać, jak chce się mieć nowoczesny, w wystarczającej ilości tabor.

No, ale skoro ratusz ma nadzorcę a nie z prawdziwego zdarzenia zarządcę transportu miejskiego, to mamy to, co mamy. Brak taboru, sięganie po wozy z rezerwy, bo trzeba zapchać kolejną dziurę i udawanie przed pasażerami – autobusów ci u nas w bród, a to mieszkańcy nie wiedzą, czego chcą.

A oni chcą tylko jednego – dobrej, funkcjonalnej komunikacji i może niekoniecznie miejsc siedzących w każdym autobusie, ale przynajmniej minimum komfortu, aby nie odczuwać na swych plecach oddechu sąsiada z plecakiem.

Żeby tak było, to potrzeba dodatkowo minimum 300 autobusów, – ale to już inna bajka.