Nasza ulubiona mantra

20110224103Do fali ogólnego zachwytu, przechwałek głoszonych przez obecne władze miejskie – ile to zrobiono, chcielibyśmy i my dołączyć. Z tym tylko, że być może nie będą to przechwałki, a raczej coś odwrotnego. Coś, czego nie tylko obecna, ale i kilka wcześniejszych ekip zwanych włodarzami miasta, nie zrobiła i zapewne przyszła też nie zrobi, bo to nie medialne, nudne i wstydliwe. To coś, to nasz ulubiony, powtarzany niczym mantra[1], temacik – krańce i ekspedycje. Istotny element tzw. infrastruktury komunikacyjnej miasta, w którym nie tylko nic nie zrobiono, ale dodatkowo zaniedbano, żeby nie powiedzieć – najlepiej chciano by o nim zapomnieć. Czyżby dlatego, że słowo kraniec kojarzy się ze słowem – koniec, amen, po którym już nic nie ma? Jeśli tak, to trzeba niektórym wyjaśnić, że kraniec w systemie komunikacyjnym miasta oznacza nie tylko kraniec trasy, ostatni przystanek na danej linii, ale również często jest pierwszym przystankiem, zaczynającym trasę danej linii. A, zatem, jeśli pierwszy, to nie ważniejszy od ostatniego?

Nie czas i miejsce na filozoficzne rozważania co jest ważniejsze – pierwszy czy ostatni.

Dla wielu kierowców, motorniczych kraniec, pętla jest tym najważniejszym. Nie zastanawiają się czy jest pierwszym, ostatnim. Kraniec, pętla ma być tym przystankiem, na którym mają mieć chwilę wytchnienia, mieć okazję skorzystania z toalety, umycia rąk, itd. Z założenia mają mieć, ale czy mają?

Niestety, takich miejsc, przystanków „wytchnienia” jest coraz mniej, a te co się jeszcze ostały, z roku na rok popadają w coraz większą niełaskę zapomnienia o wizycie malarza, kafelkarza, hydraulika i innych fachowców z branży budowlanej. Czyżby owe zapomnienie miało znaczyć tylko jedno: – skazanie ich na samozagładę poprzez rozkład chemiczno-biologiczny od wewnątrz doprowadzający ostatecznie do samo-rozbiórki?

20110429454Wielokrotnie pisaliśmy, że ogromnym błędem jest likwidacja kolejnych krańcowych ekspedycji z pełnym zapleczem socjalnym. Właśnie ze względu na zaplecze socjalne powinno utrzymać się nie tylko te, które jeszcze są, doprowadzić je do stanu, w którym będą dodatkową dobrą wizytówką warszawskiego publicznego transportu zbiorowego (ptz), ale budować następne. Bo warszawski ptz, to nie tylko nowoczesny tabor, to także nowoczesna infrastruktura, którą widzi pasażer, a w niej dostrzega także dbałość o ludzi obsługujących ptz – pracowników. Widzi uśmiechniętego kierowcę, motorniczego wychodzącego z czystej, pachnącej ekspedycji. Widzi również jego uśmiech do pasażera i od razu ma do niego zaufanie, że dowiezie go do celu.

A czy może nabrać takiego zaufania, gdy widzi jak wychodzi zza krzaków czy z plastikowej budki z grymasem i niesmakiem na twarzy? Czy będzie mu dobrze podróżować powiedzmy w lawendowym zapachu typowej tojtoiki, o ile jest to tylko taki zapach?

Tyle się mówi, niemal krzyczy, że wizytówka warszawskiego ptz, to nie tylko tabor, ale i ludzie, infrastruktura, nowe, estetyczne przystanki, elektroniczna informacja, a w temacie krańców, ekspedycji prawie nie zrobiono nic. Czyżby to nie wizytówka ptz?

Jak można wymagać coraz więcej, w tym uśmiechu, zadowolenia od kierujących pojazdami, jak coraz bardziej zaniedbuje się ich podstawowe, socjalne w tym fizjologiczne potrzeby.

Czy tak ma wyglądać nowoczesny warszawski ptz usiany w swej infrastrukturze plastikowymi budkami na krańcach?

No cóż, w ramach ogólnego zachwytu dołączamy kilka fotek ukazujących ile to zrobiono na rzecz warszawskiego ptz. Być może obecni włodarze, dopiszą jeszcze na biegu kolejne hasło: poprawimy infrastrukturę przystankową, by pracownicy warszawskiego ptz pracowali godnie.

 

[1] Mantra – w buddyzmie i hinduizmie formuła, werset lub sylaba, która jest elementem praktyki duchowej. Jej powtarzanie ma pomóc w opanowaniu umysłu, zaktywizowaniu określonej energii, uspokojeniu, oczyszczeniu go ze splamień.