Każde nietypowe zachowanie kierowcy, które wykracza poza normalny zakres obowiązków służbowych, a jego tłem jest obrona pasażerów, ich mienia a niejednokrotnie i życia w przypadkach związanych ze zwykłym bandytyzmem, zasługuje na szczególną uwagę i nie powinno być czymś normalnym, żeby nie powiedzieć niezauważalnym.
Faktem jest, że w ostatnim czasie kierowcy MZA niejednokrotnie stawali w obronie pasażerów, ratowali ich życie, ale nie znaczy to, że ma to się stać czyś powszednim, naturalnym, niemal zapisanym w obowiązkach służbowych. Jeśli ktoś myśli, że w zawodzie kierowcy autobusu miejskiego jest nie zapisany obowiązek bycia dodatkowo „społecznym policjantem”, to taką kiełkującą tezę trzeba jak najszybciej, po prostu, wybić mu z głowy.
Te nieprzeciętne postawy, wykraczające poza służbowe obowiązki, często z narażeniem własnego życia muszą być odpowiednio doceniane.
Właśnie taką ponad przeciętną postawą, z narażeniem własnego życia wykazał się nasz związkowy kolega Sylwester Rybski nr służb. 483 z R-2/MZA „Kleszczowa”.
Rzecz wydarzyła się w nocy 26 października 2014 w Międzylesiu w jednym z nocnych autobusów linii N25 w okolicach ulicy Pożaryskiego.
Na przystanku początkowym przy Dworcu Centralnym w Warszawie do autobusu kierowanego przez Pana Sylwestra wsiadła młoda kobieta z dość obszernym bagażem podręcznym, który to ustawiła obok siedzenia w połowie pojazdu. W chwilę potem do autobusu wsiadł młody mężczyzna, który zajął miejsce w tyle pojazdu. Niby zaspany, zmęczony wtulił głowę w kurtkę, jednak przez cały czas bacznie obserwował kobietę, a szczególnie jej bagaż.
Autobus ruszył i po drodze w kierunku Międzylesia, jak to zwykle bywa, dosiadali się pasażerowie. Kurs niemal od początku zapowiadał się normalnie, jak to w sobotnią noc bywa. Ludzie wsiadają, wysiadają, ot niemal normalka.
Jednak Pana Sylwestra, doświadczonego kierowcę nocnych autobusów, który przez lata praktyki jakby intuicyjnie wyczuwa pasażerów i ich zachowania, zaintrygowała owa, wspomniana wczesniej, para. Kobieta z bagażem i pozornie zmęczony pasażer w tyle autobusu. Co przystanek w swym wewnętrznym lusterku obserwował szczególnie te dwie osoby.
Na kolejnym przystanku wysiadła większość pasażerów i w autobusie pozostała kobieta i mężczyzna. Kobieta wstała, podniosła bagaż i przesiadła się na miejsce z drugiej strony autobusu. Czując się bezpieczną i lepiej widoczną dla kierowcy zdrzemnęła się.
Młody człowiek z tyłu autobusu widząc łatwość kradzieży torby wskazującej na „obfitość łupu”, postanowił wykorzystać tę okazję. Dość energicznym krokiem podszedł do miejsca, w którym siedziała kobieta i niczym nieskrępowany, jakby po swoje, sięgnął gwałtownie po torbę.
Widząc to Pan Sylwester, otworzył drzwi kabiny i krzyknął w kierunku złodzieja:
- Co robisz, zostaw, to nie twoje!
Młody człowiek widząc, że autobus zwalnia podbiegł do najbliższych zamkniętych drzwi i z całą siłą wyłamał oba skrzydła i bez wahania wyskoczył na zewnątrz.
Po chwili z zatrzymanego autobusu wyskoczył Pan Sylwester i pobiegł w kierunku złoczyńcy, który z trudem próbował się podnieść. Na szczęście Pan Sylwester był szybszy i dopadł złodzieja. Gdy próbował go obezwładnić zauważył w jego dłoni nóż. Energicznym kopnięciem nogi wybił go z dłoni. Młody człowiek nie widząc szans, a także za sprawą potęgującego się bólu w barku zrezygnował z dalszego stawiania oporu. Wykorzystał to Pan Sylwester, który obezwładnił mężczyznę nie pozwalając mu na ucieczkę i natychmiast drugą ręką z własnego telefonu próbował połączyć się z numerem „112”. Niestety, próby zakończyły się brakiem połączenia, podobnie jak połączenie z Centralą Ruchu. Dopiero połączenia z ekspedytorem na Dw. Centralnym zakończyło się sukcesem.
W chwilę potem dalsza akcja potoczyła się swym normalnym torem. Na miejsce zdarzenia przyjechała Policja i Pogotowie. Złoczyńca został skuty i zawieziony do szpitala.
Pan Sylwester w asyście policjanta wrócił do autobusu, w którym… okradziona kobieta spała w najlepsze dalej. Obudzona przez policjanta, spojrzała w kierunku miejsca, gdzie powinna stać jej torba i z przerażeniem, ale i dziwnym stoickim spokojem stwierdziła:
- O jak dobrze, że Pana widzę, bo właśnie chciałam zgłosić kradzież torebki.
I zaczęła się cała typowa w takich sytuacjach procedura dochodzeniowa, która trwała niemal do godziny 6 rano, po czym pozwolono na odjazd autobusu na bazę. A na bazie kolejne dochodzenia, pisanie raportów, itd.
I tutaj zaczyna się niezrozumiała dla nas część historii.
Wiadomość o niemal bohaterskim czynie Pana Sylwestra w kilka dni później pojawiła się na stronach ZTM-u, w której chwalono jego postawę, ale nie jako kierowcy MZA, ale jakby ZTM-u. Pojawiła się również informacja w prasie lokalnej, a w MZA jakby zapadła głucha cisza. Nikt się nie chwali, nikt nie pokazuje jakich to mamy dzielnych kierowców. Można było odnieść wrażenie, że po co się tym chwalić – przecież w MZA to normalka.
Jednak dla nas, to nie jest normalka. Postawa Pana Sylwestra zasługuje na uznanie i wyróżnienie. Wielu w takich sytuacjach woli – powiedzmy – odwrócić głowę, nic nie widzieć i nie słyszeć. Ale niewielu potrafi zachować się tak jak Pan Sylwester.
Dlatego też, ze względu na jego zachowanie, postawę, chłodny umysł, uważamy, że nie można przejść z tym faktem, jakby nic nie było, nic się nie działo. Nie można takich postaw wrzucać w dziurę zapomnienia.
My ze swojej strony jako Związek jesteśmy dumni, że wśród naszych związkowców są tacy ludzie.
Dziękujemy Panie Sylwestrze za tę godną naśladowania postawę. Dziękujemy za tę wspaniałą robotę w budowaniu marki, pozycji MZA, w budowaniu dobrego imienia związku.
W budowaniu dobrego imienia warszawskiej komunikacji, jako tej, w której pasażerowie mogą się czuć bezpiecznie.