Samowystarczalne autobusy MZA, tramwaje TW?

Wielu sceptyków, będących po stronie producentów autobusów z konwencjonalnym silnikiem Diesla napędzanym olejem napędowym, stwierdza:, co za autobus elektryczny, ekologicznie czysty, jak pobiera energię elektryczną do naładowania akumulatorów nie z ekologicznych elektrowni a właśnie tych najbardziej szkodzących środowisku – węglowych.

Teoretycznie ich argument jest dość zasadny i trudno z nim polemizować. Jednak nie znaczy, że nie jest on nie do obalenia. 

To tylko kwestia czasu i to dość nieodległego, jak elektryczne autobusy przestaną korzystać z zewnętrznych źródeł zasilania energią elektryczną i mało tego, staną się nie tylko biorcą, ale i dawcą energii elektrycznej do ogólnej sieci. A stać się to może m. in. za sprawą podniesienia sprawności energetycznej dzisiejszych paneli fotowoltaicznych (wytwarzających energię elektryczną ze światła słonecznego). Owe panele są coraz mniejsze, coraz tańsze w produkcji i coraz bardziej wydajne, jeśli chodzi o „produkcję” energii elektrycznej.

Solaroad2aObserwując rynek producentów autobusów elektrycznych coraz częściej widać poszukiwania firm nie tylko najbardziej wydajnych akumulatorów magazynujących energię pozwalającą na pokonanie coraz dłuższych dystansów pomiędzy doładowaniami, ale również poszukiwanie wydajnych źródeł zasilających autobus podczas jazdy, jak również podczas postoju. Mówiąc krócej – poszukiwanie coraz bardziej wydajnych (dających coraz więcej energii) baterii, paneli, które można zamontować na dachu autobusu czy na… przystankach.

Dość ciekawym rozwiązaniem jest połączenie paneli fotowoltaicznych z ogniwami paliwowymi, ale stopień badań i później wprowadzenie ich do produkcji, to raczej, jak na razie, perspektywa dość odległa, ale mimo wszystko coraz bardziej realna.

Bardziej realnym i dosłownie na wyciągniecie ręki, co znaczy, że możliwym do umasowienia w publicznym transporcie zbiorowym w ciągu 5-7 lat jest zbudowanie całego systemu zasilającego w energię elektryczną nie tylko autobusy, ale i tramwaje poprzez… budowę odpowiednich przystanków, pełniących jakby dodatkową funkcję wytwarzania energii elektrycznej

Przystanków nie tylko przyjaznych pasażerom, bo oświetlonych, być może jeszcze ogrzewanych, ale przede wszystkim przyjaznych dla autobusów, tramwajów, bo dających im potrzebną energię elektryczną. Odnawialną, ekologicznie czystą. Jak?

Na to pytanie próbują odpowiedzieć Holendrzy, którzy na razie eksperymentują z powodzeniem z pozyskiwaniem energii elektrycznej z paneli fotowoltaicznych za montowanych w… chodniku.

Na razie instalacja jest nie za duża, chodzi głównie o poznane możliwości wykorzystania jej w dłuższym okresie czasu przy różnych warunkach atmosferycznych i naświetlenia słońcem.

Na jednej ze ścieżek rowerowych ułożono jeden obok drugiego panele słoneczne na długości 100 mb i szerokości 2,5 mb. W sumie uzyskano ok  250 m²  powierzchni produkującej prąd elektryczny w ciągu dnia. W zależności od tego czy jest dzień słoneczny czy nie, letni (dłuższy) czy zimowy (krótszy) owe 250 m² daje dziennie od 9 do 13-14kilowatogodzin ( kWh). Czyli tyle energii, ile jest potrzebne do wykonania np. od 9 do 14 prań w pralce w najbardziej energochłonnym programie z temp. 90 stopni Celsjusza.

Dla jednych to zapewne mało, a dla innych sporo i na tyle dużo, żeby podjąć snucie wizji rozwoju takiego systemu.

Przeciętny przystanek autobusowy, tramwajowy dla dwóch pojazdów zajmuje łącznie z jezdną ok 250 do 300 i więcej metrów kwadratowych powierzchni (40 x 6 mb – jezdnia łącznie z chodnikiem). Część z tej powierzchni zajmuje kryta wiata. Dla uproszczonych obliczeń załóżmy, że dzisiaj ok 100 m² tej powierzchni można by było pokryć panelami na dachu wiaty i w jej bezpośredniej bliskości. Przy obecnym zaawansowaniu baterii fotowoltaicznych 100 m² daje nam załóżmy 5 kWh energii dziennie.

W Warszawie jest ok. 5 tysięcy przystanków. Gdyby wszystkie były wyposażone w taki system, to w ciągu dnia produkowałyby one ok. 25 tysięcy kWh czyli 25 Megawatogodzin (MWh). A to tylko jeden dzień.

Ale taki system to raczej pieśń przyszłości, która być może kiedyś doczeka się realizacji.

Spójrzmy, zatem nieco bardziej realnie.

Nie instalacja na wszystkich przystankach, a w pierwszej kolejności na krańcach, gdzie możliwości są większe nie tylko ze względu na powierzchnię, ale i możliwość budowy systemu magazynowania energii, która mogłaby zostać spożytkowana na doładowania autobusów, tramwajów, oświetlenie, itd.

Podobne możliwości dają dachy hal w zajezdniach, chodniki technologiczne czy nawet place postojowe, które z czasem zapewne będą przykryte lekkimi dachami. A tutaj są to już nie metry, a hektary powierzchni. Np. tylko z powierzchni 2,5 hektara możemy uzyskać ponad 1Megawat mocy. To naprawdę bardzo dużo – spokojnie do doładowania nie 10 a przynajmniej 100 autobusów elektrycznych.

Warto dodać, że mamy w Polsce kilka firm, które już budują tzw. farmy energetyczne w oparciu o panele fotowoltaiczne. Unia daje nawet 60 procent bezzwrotnej dotacji na budowę takiej elektrowni.

Zresztą teren zajezdni to nie tylko możliwość pobudowania hektarów paneli, to także jeszcze jeden ukryty pod ziemią element dający nie tylko ciepło, ale również i prąd elektryczny – źródła geotermalne. Co prawda na terenie Warszawy są to źródła traktowane, jako przeciętne, tj. o niskiej temperaturze na poziomie 30 stopni C, opłacalnymi są powyżej 45 stopni C z głębokości ok. 2500metrów, jednak są. Fachowcy mówią, że gdyby w Warszawie zrobić odwierty do głębokości 4 tys. metrów, to można się liczyć z wodą o temperaturze ok 100 stopni C, a to już temperatura napędzająca konwencjonalne turbiny elektryczne.

To tylko kilka możliwości, która zapewne z czasem zostaną wykorzystane dla zasilania autobusów, tramwajów w energię elektryczną i już nie z energetyki węglowej a właśnie odnawialnej.

W najbliższym czasie flotę MZA zasilą autobusy elektryczne, których z każdym rokiem będzie przybywać. Jest to „marsz”, od którego nie ma już odwrotu. Komunikacja miejska będzie coraz bardziej elektryczna i to tylko kwestia czasu jak stanie się również samowystarczalna w potrzebną do jej funkcjonowania energię elektryczną. A to dopiero początek drogi by myśleć o taniej komunikacji miejskiej. Jednak by rozpocząć tę drogę potrzebne są pieniądze, duże pieniądze, które trzeba zainwestować, by z czasem wycofać je a potem na nich zarabiać.

No cóż brzmi to być może jak bajka, ale kto 5 lat temu przewidywał, że w 2015 roku MZA będzie nie tylko największym liderem w ilości elektrycznych autobusów we swojej flocie w Polsce, ale również w Europie. W dodatku stale, systematycznie, co roku podnoszącym ilostan „elektryków”.

Nie zdziwmy się, zatem, jak za 5 lat np. Zajezdnie na Ostrobramskiej, Redutowej będą nie tylko garażem dla autobusów elektrycznych, ale również będą energetycznymi farmami dającymi prąd dla własnych autobusów, jak również i dla miasta.

ww.