Wybory, wybory i … po wyborach

W ostatnich dniach zasypywano nas licznymi obietnicami, planami, które w ustach kandydatów na radnych, burmistrzów, prezydentów podobno wszystkie są możliwe do zrealizowania. Ale żeby je zrealizować trzeba tylko wybrać owych głosicieli. Tylko tych a nie innych, bo tamci się nie znają i nie wiedzą jak to zrobić.

Wiele z tych obietnic, jak to zawsze bywa w kampanii przedwyborczej, było słowami na efekt, na duży szum medialny, a że wiele z nich było zupełnie bez sensu, to już raczej było nieważne.

Czasami w tych słowotokach kandydatów można było odnieść wrażenie, że kandydaci robią z nas – wyborców – żeby nie powiedzieć idiotów, – zwykłych baranów. Nic nie rozumiejących, gamoniowatych, których łatwo zmanipulować.

Niestety, zapewne wielu dało się im zmanipulować i zagłosowało na te puste, bez pokrycia obietnice, hasła.

A było tych obietnic dosłownie na pęczki – niczym świeży szczypiorek na wiosennym bazarze.

Wybierzmy zatem ten najbardziej dorodny, błyskający soczystą zielenią. Również tą zielenią w przenośni, świadczącą, że zieleń to także brak doświadczenia, wiedzy, itd.

Podczas tej kampanii najwięcej mówiło się o bezpłatnej komunikacji i ta obietnica spodobała się nam najbardziej, jako najgłupsza z obietnic jaką można było mamić wyborców.

Trudno dzisiaj dociec kto był jej pierwszym autorem, ale zapewne powstała podczas jakiejś „zdrowej” libacji przedwyborczej, podczas której „selekcjonowano” kandydatów na określone funkcje i stanowiska i jak to zawsze na takich imprezach bywa powstaje sporo zwariowanych pomysłów.

W każdym bądź razie pomysł powstał i poszedł w miasto.

Podchwycili go niemal wszyscy kandydaci, od lewego do prawego, od białego do czarnego, itd.

I co najbardziej zastanawiające, niemal każdy przyznawał się do tego, że to jest jego autorski pomysł poparty rzeczowym, przemyślanym planem realizacyjnym, który można wprowadzić dosłownie od jutra. Jednak zapytani o szczegóły nic konkretnego nie mówili, bo i skąd mieli wiedzieć, jak wielu z nich nawet nie korzysta z komunikacji miejskiej, a co dopiero potrafi zrozumieć jej funkcjonowanie i jej rolę w mieście. Dla nich komunikacja miejska to pewien instrument, którym można dowolnie sterować podobnie jak steruje się odkurzaczem, pralką. Jest potrzebny, to się włącza, a jak nie, to rzuca w kąt i po sprawie.

Dowodem na to, niech będą wypowiedzi niektórych kandydatów na prezydenta Warszawy, które wyłowiliśmy podczas kampanii.

Joanna Erbel zapowiedziała, że jak wygra wybory, to zwęzi szerokość pasów jezdni do 2,5 metra a przy ruchliwych ulicach zlikwiduje ścieżki rowerowe i przerzuci rowery na jezdnię i w ten sposób powstaną pasy rowerowe. Nasz komentarz: zatem likwidacja autobusów, a w konsekwencji wprowadzenie większej ilości rowerów na ulice, to i te pasy staną się zbyt wąskie.

Mariusz Dzierżawski proponuje obniżenie rozdętych kosztów komunikacji poprzez zmniejszenie dotacji miasta. Nasz komentarz: – zmniejszenie jak już dopłat a nie dotacji, to więcej jak pewne podniesienie cen biletów.

Andrzej Gorayski apeluje o bezpłatną komunikację, bo to rozładuje korki w mieście i jest najlepszym narzędziem na ograniczenie ruchu samochodowego.

Nasz komentarz: – szczególnie na jezdniach zaproponowanych przez Panią Erbel.

Jacek Sasin nie tylko proponuje bezpłatną komunikację ale i likwidację biletów dla Warszawiaków. Przyjezdni mają płacić za rzeczywisty transport. Nasz komentarz: A czy będą chcieli zapłacić za jazdę w tłoku, starym taborem i kto sprawdzi czy kupili bilety, żeby nie powiedzieć, czy będzie się opłaciło drukować bilety?

Przemysław Wipler proponuje otwarcie rynku przewozów w mieście, co obniży ceny biletów i dodatkowo chce sprzedać nazwy przystanków firmom, co również wpłynie na obniżenie kosztów. Nasz komentarz: ale to już było i okazało się, że komercja w transporcie miejskim to nie obniżenie kosztów a ich zwyżka i w dodatku obniżenie standardów obsługi, a reklama nie zawsze jest dojną krową i złotą kurą.

To tylko kilka z „kwiatków” na poparcie powyższej tezy, że wielu kandydatów po prostu w temacie komunikacji miejskiej miało „fajne” pomysły.

Oby to były tylko fajne pomysły, które dla nas ludzi warszawskiej komunikacji staną się tematem do żartów i dowcipów, bo tylko tak należy je traktować.