A kiedy u nas?

Gdy się czyta informację, że z dniem 1 stycznia 2015 roku w Niemczech weszła w życie ustawa o płacy minimalnej, która wprowadziła minimalne wynagrodzenie za pracę kierowcy w transporcie drogowym w wysokości 8,5 euro za godzinę, to w człowieka wstępują jakieś dzikie żądze, które podpowiadają, że to bajka, jakaś lipa bo jak nie, to ciśnienie rośnie doprowadzając niemal do wylewu.

A jednak to nie bajka a po prostu zwykła regulacja rynku pracy, w której wolny rynek musi podlegać pewnym prawom chroniącym nie tylko obywatela, ale i dobro państwa, w którym żyje dany obywatel.

Nam do tego jeszcze, bardzo, bardzo daleko, żeby nie powiedzieć, że jest to nieosiągalne w bliżej nieokreślonym okresie czasoprzestrzeni.

Żeby było ciekawsze, owa  Regulacja obowiązuje nie tylko niemieckich pracodawców, ale także przedsiębiorstwa delegujące pracowników do pracy w Niemczech. Administracja celna oraz niemieckie ministerstwo pracy utrzymują, że nowe przepisy mają zastosowanie także do zagranicznych firm transportowych wykonujących działalność transportową na terytorium Niemiec.

Oznacza to, że polskie firmy spedycyjne zatrudniające kierowców, którzy wykonują przewozy na terenie Niemiec powinny w tym czasie płacić swoim pracownikom niemiecką stawkę płacy minimalnej. Aby mieć taką pewność niemieccy zleceniodawcy informują  polskich przewoźników o obowiązku podpisywania przez kierowcę oświadczenia, że otrzymuje on wynagrodzenie minimalne w wysokości co najmniej 8,5 euro za godzinę. Wszystko po to, aby uniknąć wysokich kar za korzystanie z pracy pracowników, którzy nie otrzymują niemieckiej płacy minimalnej. Kara ta wynosi od 30 000 euro do 500 000 euro. Niemiecka ustawa o płacy minimalnej wprowadziła bowiem zasadę odpowiedzialności zamawiającego za przestrzeganie obowiązku zapewnienia płacy minimalnej przez przyjmującego zamówienie. Pracownik ma zatem prawo żądać rekompensaty nie tylko od swojego pracodawcy, ale także od niemieckiego zleceniodawcy.

Ta bardzo dobra wiadomość dla polskich kierowców, spotkała się z reakcją polskich Pracodawców zrzeszających firmy transportowe, według których ich firmy nie muszą płacić pracownikom niemieckiej stawki wynagrodzenia minimalnego, ponieważ kierowca wyjeżdżający za granicę w celu wykonania zadania przewozowego jest pracownikiem w podróży służbowej , a nie pracownikiem delegowanym  w rozumieniu prawa unijnego.

Dlatego w grudniu ubiegłego roku skierowali oni do minister infrastruktury i rozwoju apel, w którym domagają się od rządu  pomocy w wyjaśnieniu tej sprawy.

Na reakcję władz polskich nie trzeba było długo czekać. Jak podały media, minister infrastruktury i rozwoju, jeszcze w zeszłym roku wysłała pismo w tej sprawie do Komisji Europejskiej, w którym wskazała na potencjalny negatywny wpływ niemieckich przepisów na europejski rynek przewozów drogowych.

Komisja Europejska już zajęła się sprawą i przygląda się niemieckim przepisom o płacy minimalnej. Nie przesądzając, kto w tym sporze ma rację i jakie będzie rozstrzygnięcie Brukseli, nasuwa się smutne spostrzeżenie. To wstyd, że polski rząd walczy na forum unijnym o niższe pensje i gorsze warunki pracy dla Polaków, wspierając model gospodarki oparty o niskie wynagrodzenia. Dzieje się to w sytuacji, gdy łamanie praw pracowniczych w transporcie drogowym jest na porządku dziennym, o czym informują sami kierowcy, i co wielokrotnie potwierdziła Państwowa Inspekcja Pracy.

Także jak na razie możemy tylko pozazdrościć niemieckim kierowcom. A swoją drogą owa Regulacja nie tylko, jak na razie zamyka polskim firmom transportowym drogę na tamtejsze drogi i świadczenie na nich swoich usług, ale również skutecznie odepchnie polskich kierowców.

Opracowano na podstawie – Stanowiska OPZZ w sprawie płacy minimalnej dla kierowców w Niemczech.