Sorry – brakuje nam autobusów

klNie wiadomo czy płakać czy śmiać się po przeczytaniu licznych informacji prasowych podawanych za informacją ZTM-u, że… w Warszawie brakuje autobusów i trzeba kosztem likwidacji jednych linii uruchomić następne. Nagle w Warszawie autobusów zrobiło się na styk i więcej nie ma, ba a nawet brakuje. A jeszcze 2-3 lata temu nasi „milusińscy planiści” mieniący się tytułem organizatora a z ledwością wykonujący rolę nadzorcy w imieniu organizatora (Rada Warszawy) twierdzili, że w Warszawie jest za dużo autobusów, za dużo linii autobusowych i trzeba, co nieco „przyciąć” tabor, obsługę, itd.

Być może wówczas, 3 lata temu, „planiści” nie potrafili przewidzieć pożaru mostu Łazienkowskiego i związanych z tym faktem konieczności uruchomienia dodatkowych linii i autobusów, ale na pewno wiedzieli, że będzie przebudowa Wołoskiej i wyłączenie ruchu tramwajów, które będą musiały zastąpić autobusy. Wiedzieli również o innych planowanych zamknięciach ulic czy remontach torowisk. Wszak plany przebudowy ciągów komunikacyjnych planuje się nie z dnia na dzień, a czasami na 5-10 lat do przodu, czy nawet 100 lat, bo i takie plany czekają na swoją realizację, jak np. dokończenie kolei obwodowej przez Ursynów, Wilanów z mostem na Wiśle do Otwocka i Mińska Maz.

Trudno również uwierzyć, że nie mieli danych statystycznych, które ma o dziwo portal „transport-publiczny.pl” i za nim podajemy kilka liczb.

„Na przestrzeni ostatnich kilku lat sukcesywnie zmniejsza się rola autobusów w obsłudze komunikacyjnej Warszawy (przestają łączyć bezpośrednio centrum Warszawy z dzielnicami położonymi z dala od centrum, znacząco zwiększa się natomiast ich rola dowozowa do metra, kolei bądź tramwaju), to liczba pasażerów autobusów ZTM nie tylko nie spada, ale rośnie. W latach 2006-13 liczba pasażerów metra zwiększyła się o 20,9% (ze 149,1 do 180,2 mln osób rocznie), a liczba pasażerów tramwajów – o 16,1% (z 227,6 do 264,2 mln), ale równolegle wzrosła też liczba pasażerów autobusów – o 10,9% (z 503,2 do 558 mln).”

Zatem jak widać, w wartościach procentowych wzrost pasażerów autobusów względem pasażerów tramwajów, metra może nie jest imponujący, ale patrząc na ilość przewożonych pasażerów rocznie wyraźnie widać, że porównując ilości z 2006 roku (503,2 miliona) i z 2013 roku (558 milionów) przyrost jest znaczący. Ostrożnie można powiedzieć, że co roku przybywa ok. 10 milionów dodatkowych pasażerów w autobusach, gdy w tramwajach, metrze „przyrosty” są mniejsze. Tramwaje ok. 6 milionów, metro ok. 5 milionów.

Czyżby „planiści” z ZTM-u nie znali tych liczb?

Bawiąc się liczbami i statystykami zróbmy jeszcze jeden „rachuneczek”, który być może ukaże jedną rzecz, oddziaływanie wzrostu ilości pasażerów na wzrost dodatkowego taboru.

I tak, żeby przewieźć, co roku dodatkowe 10 milionów pasażerów, nie zwiększając już panującego w nim tłoku w godzinach szczytu, to trzeba zwiększyć podaż miejsc. Zwiększyć można tylko dodatkowym taborem.

Gdyby wszystkie 365 dni w roku, byłyby dniami roboczymi, to dzieląc 558 milionów pasażerów przez dni wychodzi nam, że każdego dnia autobusy przewożą ponad 1,5 miliona pasażerów. Jeżeli co roku przybywa 10 milionów pasażerów, to potrzebna nam jest dodatkowe 8 dni w roku. Teraz owe 8 dni razy średnio 1500 autobusów (dziennie) podzielone przez 365 dni daje nam liczbę ok. 32 autobusów. Czyli co roku należałoby przynajmniej o 32-35 wozów powiększać flotę autobusów. Może to pokrętne obliczenia i zawierające dużą dozę błędów, wykonane trochę po „chłopsku”, ale orientacyjnie ukazują pewną skalę problemu. Być może są lepsze metody obliczeń, bardziej precyzyjne, ale zapewne i one wykażą konieczność powiększania ilostanu autobusów. Dodać należy, że tylko do obsługi istniejącej siatki połączeń autobusowych bez rozbudowy o nowe linie. Czyli mówiąc jeszcze nieco inaczej – po prostu trzeba zagęścić rozkład jazdy na istniejących liniach o dodatkowe autobusy i tym samym skrócić czas pomiędzy jednym kursem na linii a następnym.

Owe 32-35 autobusów to tylko częściowe rozwiązanie na zmniejszenie zwiększającego się tłoku w autobusach. Jednak nie jest to jeszcze rozwiązanie pozwalające na stworzenie „rezerwy” wozów na wypadek remontów dróg, szlaków komunikacyjnych. Rezerwy, której jak się okazuje już brakuje. Być może na razie „na zapchaj dziurę” by nie była zbyt widoczna wystarczy zlikwidować 2-3 linie i przesunąć tabor tam gdzie jest bardziej potrzebny, jednak obecna sytuacja będzie się powtarzać i to w dodatku ze zwiększoną siłą.

Trudno powiedzieć, jakiego pomysła mają „planiści” jak rozpocznie się przebudowa średnicowej linii kolejowej na odcinku Warszawa Zachodnia – Warszawa Wschodnia, gdzie prawdziwym sprawdzianem dla warszawskiej komunikacji będzie remont wiaduktu przy pl. Zawiszy i zamknięcie torowiska i jezdni i poprowadzenie kilku objazdów kilku zastępczych linii autobusowych za tramwaje. Nie mniej kłopotu stworzy remont wiaduktu nad Targową.

Pomińmy już sprawę wyłączenia linii średnicowej dla pociągów dalekobieżnych na… 5 lat i potrzebę stworzenia dodatkowych linii pomiędzy Dworcem Gdańskim a resztą Warszawy.

Ze względu na zaczynające się już prace nie ma możliwości stworzenia np. nowych torowisk tramwajowych – zresztą i tak nie ma gdzie. Zatem rozwiązanie problemu „przewali się” na autobusy, bo szybciej i łatwiej. Tylko jak, skoro w tworzonym planie transportowym dla m. W-wy i aglomeracji marginalizuje się sprawę połączeń autobusowych, potrzebę zwiększenia ilostanu taboru autobusowego i konieczność budowy przynajmniej w trybie natychmiastowym 2 zajezdni na 400-500 autobusów do obsługi nie tylko Warszawy, ale i rozrastającej się, niekontrolowanej pod względem planistycznym, aglomeracji.

Dlatego poważnie należy zastanowić się czy wiara, że Metro i SKM wszystko załatwi nie jest wiarą na wyrost, bo nie załatwi. Planowane na najbliższe lata modernizacje i rozbudowa Metra, SKM tylko nieco zwiększy ilość przewożonych pasażerów na już istniejących ciągach komunikacyjnych, ale nie stworzy nowych równoległych. Zwiększenie częstotliwości kursowania wagoników metra na I czy II linii tylko rozładuje obecny tłok i być może tym samym umożliwi przewiezienie w przypadku I linii – powiedzmy dodatkowych 5 milionów pasażerów więcej w ciągu roku. Podobnie może być z tramwajami. Jednak wzrostu przewożonych pasażerów autobusami nie zmniejszymy i możemy być bardziej niż pewni, że będzie on za 2-3 lata jeszcze większy. Szczególnie jak zacznie powstawać sieć połączeń aglomeracyjnych. Bez dodatkowych autobusów – zmusimy pasażerów do korzystania z własnych samochodów, bo nie wszyscy przesiądą się na rowery. A na pewno nie ci, którzy dojeżdżają np. z Pruszkowa do Otwocka.

Zatem nie zdziwmy się jak za 2-3 lata znowu usłyszymy – brakuje nam autobusów – sorry, taką mamy aglomerację.