Na klimatyzację w warszawskich autobusach i tramwajach narzekają wszyscy. Pasażerowie, prowadzący pojazdy, a to za ciepło, a to za zimno, itd. No, po prostu ludziom przewraca się w głowach i już sami nie wiedzą czego chcą.
Jednak kiedyś, najlepiej o tym czego tak naprawdę chcą ludzie, pasażerowie wiedziała dyrekcja Tramwajów i Autobusów m. st. W-wy. Bo tak naprawdę czego chcą ludzie w czasie upałów? Oczywiście – powietrza.
Poniżej zamieszczamy tekst z „Kuriera Warszawskiego” w oryginalnym brzmieniu.
„Otwieranie okien w tramwajach i autobusach
W związku z notatkami i listami dotyczącymi otwierania okien w wagonach tramwajowych i autobusach, dyrekcja tramwajów i autobusów wyjaśnia:
Konduktorzy tramwajowi i autobusowi w letnie dni obowiązani są otwierać okna po prawej stronie pojazdu, z wyjątkiem 2-giego okna, licząc od przodu wozu, na którym nalepione są reklamy. Jednakże na żądanie pasażerów konduktor winien otworzyć również okna z reklamami, Wyjątkowo w upalne dni otwierane są okna z obu stron, co często wywołuje reklamacje i protesty ze strony pasażerów, nie lubiących przewiewu.
Ponieważ trudno zaspokoić jednocześnie sprzeczne te żądania publiczności, dyrekcja tramwajów i autobusów pozostawia sprawę uregulowania otwierania i zamykania okien inicjatywie konduktorów, która poleca jednak by starali się w miarę możliwości stosować do życzenia większości pasażerów i unikać powstawania zatargów.”
Kurier Warszawski nr 153 z 5 czerwca 1938 roku.
Jak widać zastosowano metodę spychotechniki na konduktora, że jak komu zimno, że wieje, to do konduktora a nie do dyrekcji. Skarg mniej, mniej roboty. Jednak ów „zabieg” dyrekcji nie pomógł i dopiero bo tym anonsie zaczęły się sypać lawinowo skargi na konduktorów.
A, że konduktorzy to czystej krwi warszawiaki wpadli na pomysł i w ramach sanacyjnej demokracji wprowadzili w tem temacie prawdziwą demokrację. Ot, na cedułach prowadzili statystykę pasażerów, którzy godzili się na otwarcie okien z obu stron. Przy wejściu pytał pasażera czy mogą być otwarte okna z obu stron, Gdy ten mówił, że tak, znaczna kreska lądowała na cedule. Pasażerowie wsiadali i wysiadali a na cedułach przybywało kresek. Po kilku godzinach niemal cała ceduła była zapisana głosami na tak. No, niech wtedy ktoś zażądał zamknięcia okien z jednej strony. Nie było takiej możliwości, gdyż konduktor pokazywał delikwentowi cedułę i mówił: – No, patrz Pan, ile zgodnej publiczności jest na otwarte okna z obu stron.
Może by wrócić do tego, co?