Byłem jednym z pionierów

swiatek1W ramach rocznicowych (30-tych) obchodów „Stalowej” chcielibyśmy przedstawić naszym czytelnikom jeszcze jedną sylwetkę człowieka związanego ze „Stalową” od ponad 30-lat.

Maciej Świątek trafił na „Stalową” 3 listopada 1984 roku, czyli na przeszło rok przed jej oficjalnym otwarciem w 1985 roku. Był jednym z nielicznych wówczas, bo większość oddelegowanych traktowało „Stalową” jak karną zsyłkę tam, gdzie wrony zawracają, o ile wrócą, który chciał pracować na nowej zajezdni. Przy pierwszej nadarzającej się okazji bez wahania złożył stosowne podanie i trafił do pierwszej brygady pionierów nowych terenów pod zarząd wówczas jeszcze Miejskich Zakładów Komunikacyjnych (MZK). Nazwanie ich pionierami nie jest przesadne, gdyż warunki, w jakich im przyszło wówczas pracować, niewiele odbiegały od warunków pionierów z tzw. dzikiego zachodu.

W MZA, z każdym rokiem, ubywa tzw. dzieci MZK – ludzi, którzy swoją karierę z autobusami zaczynali jeszcze, jako uczniowie szkoły zawodowej przy MZK, która mieściła się przy Włościańskiej. Maciek jest jednym z nich, gdyż z MZK związał się jeszcze w 1980 roku, jako uczeń szkoły w klasie mechaników samochodowych. Po trzyletniej nauce jego pierwszą zajezdnią był zakład na Woronicza, z którego po roku na własna prośbę trafił na Stalową.

– Szczerze mówiąc, gdy przyszedłem na Stalową, wydawało mi się, że będę pracował w nowej zajezdni, jako mechanik – wspomina Maciek – jednak dość szybko „przekwalifikowałem się” na malarza i stolarza. Pamiętam, że z mistrzem jeździliśmy do dużej stolarni w Instytucie Badań Jądrowych w Świerku po odbiory robionych dla naszej zajezdni tzw. drewnianych odbojów – specjalnych listew mocowanych do ścian na korytarzach w wykańczanym budynku administracyjnym. Można je było zobaczyć jeszcze niedawno. Ilekroć na nie patrzyłem przypominałem sobie tamte czasy.

A gdy nie byliśmy zajęci stolarką to chwytaliśmy za wiadra z farbą i malowaliśmy nieskończenie długie ściany pokoi, korytarzy. Czasami wydawało się nam, że nigdy nie skończymy tego malowania i „polegniemy” gdzieś przy którejś ze ścian a we wspomnieniach napiszą o nas: „dzielni mechanicy z MZK zginęli na posterunku pełniąc swą malarską służbę”.

Jednak dotrwaliśmy do uroczystego otwarcia i zajezdnia ruszyła. Ja zostałem… zaopatrzeniowcem. Nie wydaje mi się, że tylko ze względu na „malarskie zasługi”. Raczej, dlatego, że po prostu były takie potrzeby. I tak do 1986 roku, kiedy powołano mnie do wojska zajmowałem się niemal całym szerokim wachlarzem zaopatrzenia dla zajezdni.

W wojsku zdobyłem trochę doświadczenia, jako mechanik i po powrocie na Stalową w 1988 roku został diagnostą. Jednak niedługo, trafiłem wreszcie na warsztat na OC i z czasem zostałem mistrzem na OC. Latem 1992 roku zostałem przydzielony do tworzenia montowni Ikarusów na Stalowej i jesienią tego samego roku wyjechałem z pierwszą grupą mechaników na szkolenie na Węgry. Z montownią byłem związany do samego końca jej istnienia, czyli do 1997 roku. Szczerze mówiąc był to niezapomniany czas, ale cóż zrobić wszystko się zmieniło. Powróciłem na stanowisko mechanika a od 2010 roku jestem ponownie diagnostą.

– Wracając do tamtych czasów, początków „Stalowej” – wspomina Maciek – warto wspomnieć o ludziach tamtego czasu. O kierownikach  – Janie Menteckim – odpowiedzialnym z Dział Pomocniczy ZTT, Stanisławie Kwiatkowskim – odpowiedzialnym za dział Obsługi ZTO, kierowniczce magazynu Mariannie Pachnik, kierowniczce kadr Teresie Kraciuk, która potrafiła po pracy znaleźć czas na śpiewanie w chórze „Surma”. Nie można zapomnieć o majstrach Tadeuszu Ludwickim, Tadeuszu Wytrykusie, Wojciechu Krupie, pracownikach: Zdzisławie Dudku, Piotrze Rek, Andrzeju Sionek, Eugeniuszu Posemkiewicz, Henryku Łuczak, Cezarze Jasiuk, Edwardzie Wierzbickim i innych. Wiele z nich nie ma już wśród nas, ale trzeba o nich pamiętać, bo to m. in. oni budowali taką „Stalową”, jaką dzisiaj mamy. Z roku na rok coraz piękniejszą.