Igiełka i dratewka

Dawno, dawno temu żyli sobie w zgodzie pod jednym dachem krawce i szewce w małym domku gdzieś na uboczu wielkich zajezdni tramwajowych i autobusowych. Spotykali się codziennie życząc sobie miłego dnia. Siadali przy swych malutkich warsztacikach, otwierali malutkie okienka i drzwi i wpuszczali z uśmiechem klientelę całą. A było jej co nie miara. Temu popraw kołnierzyk przy koszuli, temu marynarkę. Innemu mankiecik u spodni. A tu zelóweczkę goździkiem trza dobić, itd.

Pewnie żyli by tak w zgodzie po dzisiejsze czasy, gdyby ktoś, kiedyś i gdzieś nie zburzył tego malutkiego domku a szewców i krawców nie posłał na posługi do innych.

Opowiadając te bajkę chcielibyśmy poruszyć taki jeden malutki temacik, który, szczególnie w MZA, daje się we znaki wszystkim osobom noszącym przydziałową odzież służbową. Nie chcemy powiedzieć, że jest nieładna, niepraktyczna. Skądże znowu. Jest OK i the best. Jednak ma jedną malutką, skromniutką wadę. Jest szyta wg tzw. typowymiarów, do których dzisiejszy krawcy doszli latami prób i błędów ustalając sylwetki „A”, „B” itd. rozmiarów XXL, L, S i całego mnóstwa innych wskaźników wzrostu, wagi, masy ciała. Teoretycznie ponad połowa, no może 75 procent osób, jakoś w tych typowymiarach się mieści, ale pozostałe 25 procent, niestety musi brać większe by potem dostosować po poprawkach u krawca do swoich wymiarów. Pociąga to za sobą dodatkowe koszty (nie wiedzieć czemu poprawki zawsze są wyceniane drożej jak szycie od podstaw[1]) i dodatkowy czas. Bo trzeba przynajmniej dwa razy iść do krawca. Może to i żaden problem – czas, pieniądze, czego tu jeszcze chcieć – przewrotnie powiedziałby mędrzec. Nam jednak to trochę nie odpowiada.

Dlatego też mamy jedno małe pytanko. Czy nie można by było jakoś tej sprawy załatwić? Sposobów rozwiązania jest sporo i to nie koniecznie związanych z budową owego małego domku, zatrudnianiem krawca, itd. Np. chociaż częściowego zwrotu poniesionych kosztów poprawek potwierdzonych stosownym rachunkiem od krawca. Zaufanego, wiarygodnego dla firmy a przez to nieco tańszego niż krawcy od Armaniego czy Bossa, z którym można by podpisać stosowną umowę o współpracy korzystną dla obu stron.

Swego czasu było praktykowane zlecanie takich usług uczennicom szkoły krawieckiej w ramach praktyk zawodowych, ale teraz zapewne byłoby to trudniejsze, bo słabo ze szkołami zawodowymi.

Jakby nie patrzeć w interesie firmy powinno być, aby pracownik w służbowym ubraniu wyglądał schludnie, wszak ją reprezentuje przed usługobiorcami. A schludnie to nie tylko czysto, pachnąco, ale również w dopasowanym do sylwetki ubraniu.

Zatem uprzejmie prosimy w imieniu pracowników w za dużych spodniach, marynarkach chcących wyglądać reprezentatywnie, aby stosowne czynniki odgórne o mocy sprawczej i decyzyjnej pochyliły się nad naszym zapytaniem i coś w tej krawieckiej materii uczyniły.

[1] Ten co nie poprawiał, skracał spodni zapewne nie uwierzy, ale zwykłe skrócenie o 10 cm nogawek, podwiniecie ich i zeszycie kosztuje po znajomości u krawca od 20 do 40 zł. Tylko po znajomości. Poprawienie marynarki z rękawami to już wydatek od 50 zł i też tylko po znajomości.