Czyżby raj dla złomiarzy?

Uprzedzając ewentualną krytykę poniższego tekstu i wyzwanie nas od nie miłujących nowości technicznych przyczyniających się do zwiększenia zdrowotności publiczności pomykającej naszemi autobusami, stwierdzamy jedynie, że nam chodzi  jedynie o troskę kierowców. A w szczególności, aby ich uwaga była skoncentrowana na tym co przed autobusem a nie w środku i czy ktoś nie odkręca słupka albo poręczy, bo zrobion z materiału chodliwego, łatwo zbywalnego jak miedz czy mosiądz.

Nie ulega wątpliwości, że troska o zdrowie pasażera jest celem nadrzędnym, a szczególnie by nie był zarażon powiedzmy jakimś świństwem typu : pałeczki okrężnicy, gronkowiec złocisty czy nowowirusem z poręczy, słupka. Jesteśmy za, że jeśli jest taka możliwość, aby nie dopuścić do zarażenia, to trzeba to zrobić i to jak najszybciej. Popieramy w całej rozciągłości starania pewnej polskiej montowni autobusów aby w kolejnych modelach montowanych pojazdów montować, mówiąc fachowo: oporęczowanie pokryte powierzchnią dotykową niedopuszczająca zasiedlenia się drobnoustrojów. Czyli pokryte pewnym stopem miedzi przeciwdrobnoustrojowej. Na pierwszy rzut oka poręcz wygląda na zwykłą stalową, jakby nieco niklowaną, ale przy dłuższym oglądaniu wpada, niestety w kolor jesiennych liści, czyli rudy, charakterystyczny dla miedzi. Ktoś powie i gdzie tu problem? Przecież to tylko powłoka a nie miedziana rurka. No tak, nie ma problemu i zapewne za jakiś czas, jak „zaprzyjaźnieni z komunikacją” złomiarze, dowiedzą się, że to tylko cienka powłoka, problemu nie będzie. Jednak zanim się przekonają, że to nie miedz trzeba się liczyć z pewną „modą” na demontaż oporęczowania. Zresztą nie tylko wśród „zaprzyjaźnionych”, ale i naszej postępowej młodej publiczności, zainteresowanej wszelkimi nowinkami komunikacyjnymi w ramach rozwijania swojego hobby czy upiększania pokoju zamienionego na busa, w którym wszystko musi być oryginalne i z busa, bo i takie przypadki swego czasu widzielim u jednego gościa.

A tak przy okazji. Swego czasu w tramwajach montowano piękne aluminiowe oporeczowanie. Było ładne, przyjazne  i… przydatne. Pamiętają to zapewne ludzie z warsztatu, którzy byli niejednokrotnie świadkami zjazdu wozów bez oporęczowania. Podobne problemy miały także autobusy. W ramach „profilaktyki” w dość krótkim czasie wymieniono pozostałe aluminiowe na stalowe a z czasem wymieniono jeszcze raz na pokryte dodatkowo plastikiem. Fajnie, ale powstał pewien problem, gdyż plastik z pozoru gładki, faktycznie jest pokryty mikroporami, w które włażą drobnoustroje i nie tylko, bo plastik ma jeszcze jedną wadę, swoją elektrostatyczność, a ta przyciąga kurz i brud.

Osobiście jesteśmy za, aby wymienić chorobotwórcze plastki na przeciwdrobnoustrojowe oporęczowanie, nawet kosztem wyższej ceny za autobus z takimi przytrzymywaczami podczas-jazdowymi. Jednak jesteśmy pełni obaw, czy aby przypadkiem nie powtórzy się historia, jak było to swego czasu, z aluminium. Również jesteśmy pełni obaw czy przypadkiem do obowiązku kierujących pojazdami nie dojdzie jeszcze punkt w zbiorze odpowiedzialności za pojazd – kontrola wzrokowa przytrzymywaczy podczas-jazdowych, wewnątrz-pojazdowych, w skrócie ppw. A brak należytej kontroli może pociągnąć odpowiedzialność materialną. Wreszcie, jesteśmy pełni obaw o zdrowie i bezpieczeństwo pasażerów, raz, że kierujący miast patrzeć na drogę będzie kontrolował wnętrze i może spowodować wypadek, dwa, że pasażerowie nie będą mogli, w razie potrzeby, skorzystać z przytrzymywaczy podczas-jazdowych, gdyż takowe zdemontowali „zaprzyjaźnieni”.

A kończąc, pragniemy dodać, że jeśli powyższy tekst kogoś uraził, to bardzo serdecznie przepraszamy, ale jednym z motywów napisania była chęć uświetnienia słowotwórstwa montażystów autobusowych, do którego dorzuciliśmy nieco swojego, aby było bardziej przejrzyście i zrozumiale.