Ale to już było…

Cytując fragment tekstu znanej piosenki, chciałoby się zaśpiewać dalej … i nie wróci więcej. Jednak patrząc na pomysły miejskich aktywistów i ich upór w dążeniu do realizacji podobno przyjaznych miastu i mieszkańcom pomysłów dokończenie tekstu … i nie wróci… trzeba zakończyć dużym, bardzo dużym znakiem zapytania.

Oto portal „transport publiczny” zamieszcza informację:

„W Warszawie zakończono analizy dotyczące zmian komunikacyjno–architektonicznych najważniejszego, centralnego miejsca stolicy, czyli ronda Dmowskiego. Tu krzyżują się Aleje Jerozolimskie i ul. Marszałkowska. Na początku przyszłego roku miasto rozpisze zamówienie na projekt, który zakłada wytyczenie przejść dla pieszych wokół ronda i wzdłuż ul. Marszałkowskiej. Stopniowo rondo zmieni się w skrzyżowanie. Ale będzie to następowało etapami. Pierwszym ma być wytyczenie przejść dla pieszych w jego bezpośrednim sąsiedztwie. Przejście podziemne zostanie zachowane. Potem skrzyżowanie, które powstanie w tym miejscu ma mieć zachowaną techniczną możliwość skrętów tramwajowych we wszystkich relacjach z uwzględnieniem przejść dla pieszych i przejazdów rowerowych w poziomie jezdni. Wytyczenie naziemnych przejść dla pieszych i przejazdów rowerowych nastąpi z zachowaniem przejść podziemnych, z opcją wyjść na przystanki tramwajowe. Przebudowany zostanie przystanek tramwajowy Jerozolimskie/Poznańska. Do dwóch pasów drogowych zostaną przebudowane Aleje Jerozolimskie i Marszałkowska.”

Aktywiści biją brawo, jeszcze jeden projekt będzie zrealizowany. Jednak czy to jest projekt przyszłościowy? Raczej nie, to jest po prostu cofanie się w przeszłość. To już było i nie sprawdziło się. Jest na to tyle dowodów, że aż szkoda gadać. Przypomnijmy tylko kilka z nich. W latach 60-tych, gdy Aleje i Marszałkowska była skrzyżowaniem było ono nazywane „skrzyżowaniem śmierci”. Tylko w samym 1964 roku było na nim 40 wypadków, w których śmierć na miejscu poniosło 6 osób, a ponad 60 było rannych. Rok wcześniej i rok później podobnie. Głównymi sprawcami wypadków byli piesi. Warto dodać, że w 1964 roku w Warszawie było zarejestrowanych ok. 60 tys. pojazdów, w tym także skutery. Dzisiaj, w 2016 roku, samych samochodów osobowych jest ponad milion.

Zamieszczone zdjęcie z lat 60-tych ukazuje skrzyżowanie jakie było i o zgrozo podpowiada jakie już niedługo może być. Warto się mu przyjrzeć uważnie, a szczególnie pieszym, którzy są dosłownie wszędzie i podobnie jak dzisiaj jest im obojętne jakie jest światło, czy jadą samochody czy nie. Warto również zauważyć, że nie mają w ręku telefonów komórkowych a przez to trochę więcej uwagi poświęcają na obserwowanie ruchu ulicznego.

Zapewne kilku zapyta, a co to nas właściwie obchodzi. Otóż obchodzi, obchodzi, bo czyż na takim „przyjaznym” pomyśle  nie straci komunikacja miejska, która na całej długości Marszałkowskiej i Alej po prostu spowolni?

A czy przez to nie stanie się mniej atrakcyjna dla „mobilności” mieszkańców.? A jak się jeszcze popatrzy, że na skrzyżowaniu mają w przyszłości skręcać we wszystkie strony tramwaje (na razie mówi się skręcie technicznym, ale czy nie jest to pewien kamuflaż), to i cykl świateł dla samochodów się zmieni. Mogą dłużej oczekiwać na zielone, a dłuższe oczekiwanie, to większy korek, w którym stoją autobusy, tramwaje.

A jak straci komunikacja, kto kogo to uderzy po przysłowiowej kieszeni?

Odpowiedz chyba jest jasna.