W cieniu bohaterów

Miło czytać, słuchać o niemal bohaterskiej postawie pracowników TW i MZA, ratujących życie pasażerów w pojazdach komunikacji miejskiej. Miło, że są dostrzegani, nagradzani, wskazywani, jako wzorzec dla innych.

To niewątpliwie buduje marki, logo firm, żeby nie powiedzieć, że nawet je w specyficzny sposób wyzłaca i dodaje blasku.

Jednak, mało, kto wie, że jakby w cieniu ich bohaterstwa, ludzkiej, bezinteresownej postawy są w MZA i TW także inni bohaterowie, którzy podobnie jak ich koleżanki, koledzy z pojazdów śpieszą z pomocą medyczną potrzebującym. Oni również cechują się skromnością, bezinteresownością.

Co prawda, opisany poniżej przypadek miał miejsce już jakiś czas temu, ale warty jest odnotowania. Nie tylko, aby choć tym krótkim tekstem podziękować ludziom za ich postawę, ale i zasygnalizować, że nie powinno się przechodzić z nim do porządku dziennego, że „oto był i tyle”.

Zwykły jesienny dzień na warsztacie w R4/MZA „Stalowa”. Codzienna krzątanina mechaników i nagle jeden z nich traci przytomność. Konieczna jest natychmiastowa fachowa pomoc medyczna. Teoretycznie każdy ze współpracowników ma jakieś tam przeszkolenie, jednak w takich sytuacjach nikt nie wie, co ma robić, jak rozpoznać przyczynę zasłabnięcia. Ktoś biegnie zadzwonić po pogotowie ratunkowe. Jednak zanim przyjedzie upłyną minuty, których być może zabraknie, aby pogotowie miało jeszcze, kogo ratować. Ktoś przypomina sobie, że kiedyś w prywatnej rozmowie dowiedział się, iż na „Stalowej” pracuje dziewczyna i ma fachowe przeszkolenie medyczne. Biegnie do Magazynu Odzieżowego. Bez chwili namysłu pracownik magazynu Paulina Fijałkowska biegnie na miejsce zasłabnięcia. W międzyczasie dzwoni do swojego męża Krzysztofa, również pracownika na „Stalowej”, z prośbą o dodatkową pomoc, która może być niezbędna. Mąż Pauliny także ma specjalistyczne przygotowanie medyczne. Po kilku chwilach są oboje przy potrzebującym pomocy. Pierwsze, krótkie rozpoznanie – postępujący zanik pracy serca i udrożnienie dróg oddechowych. Być może potrzebna będzie także defibrylacja. Przystępują do działania. Pracownik odzyskuje świadomość, przyjeżdża karetka pogotowia. Ratownicy medyczni po informacji od małżeństwa Fijałkowskich kontynuują akcję ratunkową i gdy stan pracownika ulega poprawie zabierają go do szpitala.

Kilka krótkich komentarzy, kilka uśmiechów i wszyscy wracają do swoich zajęć, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Po tygodniu sprawy jakby niebyło.

Jednak czy tak musi być, czy nie należałoby się zastanowić, że wyżej opisana sytuacja wymaga pewnych analiz i wniosków?

Po pierwsze – czy nie należałoby, w sytuacji, gdy w zajezdniach zlikwidowano przychodnie lekarskie, a wraz z nimi lekarzy, pielęgniarki stworzyć tzw. punkty medyczne i do nich przypisać pracowników – ratowników z przeszkoleniem medycznym. Reagujących na wezwania o pomoc, mogących pojawić się na miejscu zdarzenia po 2-3 minutach jeszcze przed przybyciem karetki pogotowia?

Po drugie – czy nie warto by było wyposażyć takich punktów medycznych w tzw. torbę lekarską, defibrylator i inne urządzenia ratujące życie, które byłyby dostępne dla ratowników przez 24 godziny?

Po trzecie – stworzyć system informacyjny dostępny dla każdego pracownika (np., w postaci odpowiednich tablic, plakatów, itd.) mówiący, kto w zakładzie jest ratownikiem medycznym, pod jakim telefonem, jak informować, do kogo dzwonić najpierw a do kogo potem, itd.

Po czwarte – podejść do sprawy z prawdziwym sercem, poprosić o pomoc ludzi, którzy najlepiej wiedzą jak to zrobić, jak ma to funkcjonować i co najważniejsze są na miejscu a dodatkowo znają specyfikę miejsca, ludzi w nim pracujących. W przypadku „Stalowej” małżeństwo Fijałkowskich, którzy pomogą, doradzą i naprawdę mają pewien pomysł na zorganizowanie takich punktów medycznych. W rozmowie z Pauliną Fijałkowską podczas zbierania materiału do artykułu, wielokrotnie można było usłyszeć niemal szczegółowe wyposażenie punktu, systemu informacyjnego. A co najważniejsze dodatkowo dało się słyszeć, że ratownictwo to nie tylko jej powołanie, które często realizuje, na co dzień, gdyż jest także strażakiem w OSP Klembów, ale i prawdziwa pasja. Oby jak najwięcej było wśród naszych związkowców, ludzi z takimi pasjami.

Warto dodać, że małżeństwo Fijałkowskich, jako strażacy z OSP Klembów, obok wyjazdów do pożarów, a średnio w roku jest ich około 70, aktywnie szkolą dzieci młodzież z ratownictwa medycznego. Podczas lokalnych pikników, imprez prezentują posługiwanie się nowoczesnym sprzętem ratunkowym, sprzętem do ratownictwa drogowego (OSP – często jest wzywane do wypadków drogowych celem wycięcia poszkodowanych z auta), a także sprzętem gaśniczym.

W imieniu Zarządu i Prezydium ZZPKM serdecznie dziękujemy Wam – Paulino i Krzysztofie Fijałkowscy za to, co robicie dla innych.