Praca – to banał?

Parafrazując słowa Szekspira z dramatu „Hamlet”, „źle się dzieje w państwie duńskim” i dostosowując je do polskich realiów, trzeba stwierdzić, że, źle się dzieje w państwie polskim, gdyż ludzka praca jest traktowana wyjątkowo podle. I co najgorsze, z roku na rok, w zastraszającym tempie rugowanie tematu pracy w codziennych dyskusjach przybiera na sile. A to już poważny problem, gdyż zagraża nie tylko poczuciu stabilności życiowej obywateli, ale zagraża także w całym słowa znaczeniu – demokracji w różnych jej odmianach.

Przez ostatnich ponad 20 lat, Święto Pracy było w Polsce wyśmiewane. Jeszcze za pierwszego rządu PiS (2005–07) prawica przymierzała się nawet do likwidacji tego, jak stwierdzała – „komunistycznego reliktu”. Prawdopodobnie strach przed totalnym ośmieszeniem się polskiej prawicy przed demokratyczną, liberalną Europą, że nie zna historii, że miesza pojęcia – doprowadził do tego, że na szczęście na „pomysłach” się skończyło. Co nie znaczy, że pomysł umarł śmiercią naturalną. Znowu ktoś, próbuje „odgrzewać, te stare kotlety” i szuka okazji, aby zaserwować je, jako te, na które obywatele nie tylko czekają, ale po prostu o nich marzą. Znowu pokazuje się anachronizm, proletariackiego 1 Maja, że niezgodny z duchem czasu, który to nie zna wielkoprzemysłowego proletariatu, ponowoczesnej gospodarki opartej na wiedzy. A wszystko sprowadza się do tego, aby banalizować pojęcie pracy.  Niczym mantrę powtarza się i wmawia obywatelom, że 1 Maja, to przede wszystkim święto grilla, piwa i pieczonej karkówki. A nie jakiejś tam – abstrakcyjnej pracy.

Dziś wielu, banalizującym pracę trudno pogodzić się z rzeczywistością.

A rzeczywistość początków XXI w. jest taka, że praca powraca. Dziś można nawet powiedzieć, że w zagadnieniu pracy zbiega się większość lęków o przyszłość demokracji, kapitalizmu i zachodniego modelu liberalnego, w którym jest miejsce na zrozumienie i realizację ludzkich potrzeb i pragnień. Potrzeb nie tylko tych najbogatszych, ale przede wszystkim potrzeb większości zamieszkującej planetę – ziemia – ludzi żyjących z codziennej, mozolnej pracy. Wszak to oni tworzą pieniądz, kapitał a nie odwrotnie.

W coraz bardziej globalizującym się świecie bez określenia wspólnych, minimalnych standardów dotyczących warunków zatrudnienia i pracy, bez jasnego określenia i doprecyzowania pojęcia – praca, trudno zapobiec postępującemu bagatelizowaniu nie tylko pojęcia, ale coraz częściej bagatelizowaniu również samych ludzi.

Polscy pracownicy pracują długo. Jesteśmy pod tym względem na drugim miejscu w Unii Europejskiej. Średnio pracujemy o kilkaset godzin w roku dłużej niż Niemcy czy Belgowie. Przepracowanie prowadzi do stresu, przemęczenia, pogorszenia stanu zdrowia, a w konsekwencji niższej wydajności pracy. Jest to sytuacja niekorzystna zarówno dla pracowników i pracodawców. Z tego względu OPZZ przedłożył stronie rządowej  w Radzie Dialogu Społecznego propozycję wydłużenia urlopu wypoczynkowego do 32 dni.

Koszty pracy w Polsce w dalszym ciągu należą do najniższych w Unii Europejskiej. W Polsce to 8,6 €/h  (w ubiegłym roku spadły o 0,2% w stosunku do 2015) wobec średniej europejskiej na poziomie 23 €/h. Zatem nieprawdziwe jest twierdzenie części pracodawców, że koszty pracy w Polsce są zbyt duże. Ponadto wydajność pracy polskich pracowników systematycznie wzrasta. Wynosi ona 73% średniej Unii Europejskiej, a jak wyglądają wynagrodzenia wszyscy widzimy. Z tego względu OPZZ domaga się szybszego wzrostu płac, w tym  wynagrodzeń w sferze budżetowej zamrożonych od wielu lat. Niepokój OPZZ budzi wykorzystywanie pracowników migracyjnych do próby zahamowania wzrostu wynagrodzeń. Nie jesteśmy przeciwko zatrudnianiu tych osób, ale powinny być zatrudniane zgodnie z polskim prawem.