Niby to nie nasza sprawa, ale…?

Zapewne wielu „nie-związkowców” zada pytanie, co związek zawodowy mogą obchodzić przystankowe, profilowane krawężniki? A mogą, mogą gdyż z prawdziwym niepokojem przeczytaliśmy na internetowym portalu „transport publiczny” informację, że zaczynają z Warszawy znikać specjalne najazdowe krawężniki przystankowe przy okazji remontów torowiska. Na pierwszy rzut poszły krawężniki na najstarszym z przystanków z tą wówczas nowością (wybudowany w 2009 roku) „Park Praski”.

Kiedy tytułem eksperymentu zastosowano te specjalne krawężniki, była nadzieja zapowiadająca nową drogę rozwoju tematu „przystanek”. Że o to wreszcie nadchodzi era, gdy ktoś zaczyna poważnie myśleć, nie tylko o rozwiązaniach technicznych, ale i ekonomicznych. Technicznych, gdyż podniesienie tzw. peronu o parę centymetrów w górę pozwoli na zrównanie płaszczyzny platformy z podłogą pojazdu, a przez to będzie można wyeliminować tymczasowe rozwiązanie jakim jest niewątpliwie rozkładana  ręcznie rampa.

Ekonomicznie – pozwoli na znaczne oszczędności czasu, co pośrednio przekłada się na żywą gotówkę. Eliminacja rampy to także „potanienie” pojazdu. Może nieznaczne, ale zawsze. I wreszcie, szczególnie w temacie autobusów, oszczędności na oponach i wydłużenie ich żywotności, bo zaokrąglenie krawężnika nie dopuszcza do bocznego ścierania się opon. Nie bez znaczenia jest także niemal, tzw. „ślepe” dojechanie do krawędzi peronu. Gdyby dalej powstawały takie przystanki jak na trasie W-Z z czasem można by było zrezygnować z ramp w autobusach i tramwajach. Nie mówiąc o tym, że skorzystali by na tym wszyscy pasażerowie autobusów i tramwajów.

A tak temat przystanków został w pewnym stopniu zahamowany, szczególnie dla autobusów. Ktoś w tramwajach stwierdził, profilowane krawężniki nie nadają się, bo „klawiszują wodą na pasażerów” i nie będziemy dalej eksperymentować. Powracamy do zwykłych, jakie kiedyś były, a że autobusom niszczą się opony, to już nie nasz temat.

Oczywiście, pasażer jest ważny i nie może być chlapany wodą na przystanku przez „klawiszujące” autobusy. Ale czy to wina autobusów? A może wina wykonawcy owych „klawiszy”, że coś tam jednak nie do końca przemyślał. Miał 8 lat na obserwację „klawiszowania” i naprawdę mógł swoją konstrukcję znacząco poprawić.

No cóż, miast iść do przodu zrobiono mały krok do tyłu. Oby nie było następnych, a ten jeden zrobiony do tyłu był zapowiedzią przynajmniej dwóch dużych do przodu i że Warszawa doczeka się wysokich peronów nie tylko na kombinowanych tramwajowo-autobusowych trasach, ale także na wszystkich przystankach, dla wygody pasażerów i oszczędności dla firm transportu miejskiego. Na eliminacji ręcznych ramp, na oponach, na czasie prowadzących pojazdy i skróceniu czasu postoju na przystanku, itd., itd. Gdyby podejść do tego kompleksowo i naprawdę wyliczyć potencjalne oszczędności to kto wie, czy nie było by to liczone w setkach tysięcy złotych. No i teraz odpowiedz a co do tego mają związki zawodowe? Ano mają, bo widzą, gdzie można znaleźć kolejne pieniądze na poprawę warunków wynagradzania kierowców, a to jest jeden z obowiązków związków zawodowych. Nie tylko narzekać, ale szukać razem z pracodawcą najlepszych rozwiązań, także w sprawach oszczędności i wypracowanych przez to pieniądze na co innego.

Miejmy nadzieję, że na przystanku „Park Praski” zakończy się ten „nowy eksperyment” i mimo wszystko będą powstawać kolejne przystanki z profilowanymi krawężnikami.

Oprac. na podstawie informacji: http://www.transport-publiczny.pl/wiadomosci/warszawa-wyprofilowane-krawezniki-dla-autobusow-nie-sprawdzily-sie-55927.html