Czy da się przezwyciężyć opór materii?

Oglądając w internecie film promocyjny TW o udanej modernizacji sygnalizacji na Rondzie Radosława i skupiając się na kadrach sprzed ulepszenia można dojść do wniosku, że właściwie warszawskie torowiska blokują się i takich miejsc jest coraz więcej. Niestety, miasto rozrasta się, przybywa ludzi, a to pociągnie za sobą wprowadzenie kolejnych nowych linii tramwajowych po istniejących, właściwie wykorzystanych do maksimum, torowiskach. Czy da się wprowadzić kolejne linie? Czy za kilka lat da się przezwyciężyć opór „materii” w postaci torowisk, która fizycznie jest stalowa a nie gumowa?

Wszystko wskazuje na to, że ekologiczny transport szynowy ma jednak swoje ograniczenia i szybkimi krokami zbliżamy się do linii granicznej, na której widnieje złowrogi napis – stop, dalej się nie da. Wybudowanie kolejnych torowisk równoległych do już istniejących w wielu wypadkach już jest niemożliwe. „Żywiołowa”, bezplanowa, „radosna” twórczość deweloperów, przy cichej akceptacji władz miasta, które nie mają koncepcji na miasto i jego układ komunikacyjny skutecznie eliminuje ostatnie możliwości wybudowania nowych tras komunikacyjnych. Wąskie ulice, chaotyczna zabudowa z czasem nie tylko uniemożliwią poprowadzenie nowych torowisk czy puszczenie po nich linii autobusowych, ale także uniemożliwią jakikolwiek ruch uliczny, nawet ten rowerowy czy pieszy.

Co smutne, kolejne linie metra także nie rozwiążą problemu, gdyż w wielu wypadkach nie da się ich wybudować z powodu… „radosnej twórczości budowlanej”, która jest coraz głębsza. Niestabilny grunt, woda gruntowa wymusza na budowlańcach bicie pali pod budynek przynajmniej do 20 metrów w głąb. A im wyższy budynek tym palowanie coraz głębsze nawet do 30 metrów. To z kolei, w wielu wypadkach wymusi ew. budowanie linii metra na głębokości poniżej 30 metrów. Czy jest to opłacalne? Czy pasażer będzie chciał poświecić 3-4 minuty na jazdę schodami ruchomymi w dół czy do góry? Czy będzie chciał się czuć górnikiem?

Warszawa ma piękne strategie rozwoju komunikacji publicznej, ale są to niestety tylko strategie, czyli mówiąc po polsku – lista życzeń i postulatów, a nie konkretnych planów transportowych. A te winny być oparte nie tylko na rzetelnych badaniach, ale także możliwościach finansowych.

Patrząc na kampanię wyborczą przyszłych kandydatów na prezydenta Warszawy można być prawie pewnym, że nawet „dobra zmiana” nie stworzy dla Warszawy realnego planu transportowego. Sprawy zaszły za daleko i potrzeba naprawdę dobrych fachowców, żeby wyjść z tego „doła”.

A najlepiej, jak mawiał Walery Wątróbka: buldożerem wsytko zaorać i zacząć od gołej gleby. Najpierw wytyczyć ulice, ciągi komunikacyjne, a potem budować domy. Równolegle z nimi linie metra.

Tylko, że teraz, tego planu już nie da się zrealizować.