Wspomnień czar przy okazji 110-lecia tramwajów elektrycznych

Różnego rodzaju rocznice, jubileusze zawsze są znakomitą okazją do rozlicznych wspomnień minionych lat. Nie chcąc zbytnio odróżniać się od tych zwyczajowych, miłych aspektów obchodów rocznicowych, także i my, jako redakcja „Rozdroży”, postanowiliśmy wrzucić kamyczek wspomnień.

W marcu 1958 roku, ówczesne Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne (MPK) zawiadujące warszawskimi tramwajami i trolejbusami uroczyście obchodziło 50-tą rocznicę uruchomienia elektrycznych tramwajów. Na wielkiej gali, która odbywała się w Sali Kongresowej PKiN na scenie stanęła licząca ok. 400 osób grupka długoletnich tramwajarzy.

Wśród nich ponad 30 osób pamiętających z autopsji pierwsze dni kursowania tramwajów w 1908 roku. Pracownikiem o najdłuższym wówczas stażu pracy był Antoni Witkowski, który przepracował w tramwajach 53 lata, a zatem swoją karierę zawodową zaczynał jeszcze w konnych tramwajach.

Raptem o 3 lata mniej, bo 50 lat, przepracował Piotr Ścieszko, który jako 18-letni młodzieniec najął się na konduktora w styczniu 1908 roku do Tramwajów. Jednak zanim mianowano go konduktorem III klasy (najniższej i najniżej opłacanej – max. 36 rubli/miesiąc) musiał przejść półroczny, opłacany z własnej kieszeni kurs konduktorski i wpłacić kaucję w wysokości 100 rubli, tytułem zabezpieczenia kasowego oraz 15 rubli na umundurowanie. Jak zatem widać, żeby zostać konduktorem trzeba było mieć sporo własnej, odłożonej gotówki lub pochodzić z zamożnego domu.

A z zamożnego domu rzadko, kto zostawał konduktorem, gdyż stać go było na opłacenie lepszych, bardziej dochodowych posad urzędniczych.

Jednak dla Piotra Ścieszko, nie koniecznie pieniądze za ciężką pracę były najważniejszą zachętą do podjęcia pracy w Tramwajach, a… nowy, obiecany przez dyrekcję mundur, który otrzymają w dniu uruchomienia tramwajów elektrycznych konduktorzy i motorowi. Przepiękny, ze srebrnymi guzikami, strojny w czerwone lamówki i w dodatku w najmodniejszym wówczas kolorze „marengo”. Prawie tym samym marengo, który był zarezerwowany tylko dla huzarów węgierskich w stopniu oficerskim.

Na kilka dni przed oficjalnym uruchomieniem elektrycznych tramwajów wybrani, specjalnie wyselekcjonowani motorowi i konduktorzy dostali nowe, amarantowe, obszyte czarną nicią „galówki – patki”, które w momencie otrzymania najnowszej generacji mundurów mieli sobie naszyć sami. Najbardziej z nowych galówek byli zadowolenia motorowi, gdyż umieszczono na nich kontur nowoczesnego tramwaju. Nieco mniej entuzjazmu okazywali konduktorzy, gdyż ich patki były przyozdobione tylko tzw. kołem z jednym skrzydłem, w dodatku bez „piorunków” symbolizujących elektryczne tramwaje. Ale, jakby na otarcie łez były za to w kolorze złotym, a nie srebrnym jak w tramwajach konnych.

Na dzień przed wyjazdem pierwszego elektrycznego tramwaju naczelnik remizji na Woli zakomunikował „wybrańcom”, że następnego dnia mają stawić się do pracy z naszytymi nowymi galówkami.

Spośród karnie stojących konduktorów i motorowych dobiegł nikły, jakby nieśmiały głos:

– Tylko, że nie dostaliśmy nowych mundurów, to jak…

– Nie przerywajcie konduktorze – zganił ciekawskiego naczelnik – to polecenie.

– Tak jest – karnie orzekł Piotr Ścieszko.

Następnego dnia, podobnie jak pozostali, stawił się na służbę z przyszytymi do starego munduru lśniącymi, czerwonymi, nowymi galówkami.

Trzy miesiące później, 16 czerwca, odpoczywając na końcowym przystanku na pl. Krasińskich przeczytał w pozostawionym przez pasażera „Kurierze Warszawskim”: „Służba tramwajów elektrycznych otrzymywać będzie nowe umundurowanie, które stopniowo zaprowadzone będzie w użycie po wyczerpaniu zapasu odzieży dotychczas używanej. Barwa nowego umundurowania jest granatowa z lampasami amarantowemi i guzikami i znakami z białego metalu. Kierowników wagonów (konduktorów – przyp. autora) zaopatrzono w specjalne czapki z dużemi daszkami, chroniącemi oczy od słońca.”[1]

– No, nareszcie – westchnął Piotr Ścieszko.

Jednak, na swój nowy mundur musiał jeszcze trochę poczekać, gdyż znowu na porannej odprawie personelu tramwajowego w początkach lipca 1908 roku zadał naczelnikowi trudne, krótkie pytanie: – To, kiedy będą te nowe mundury?

Jak zapewne łatwo się domyśleć, odpowiedz była jedna – nie przerywajcie Ścieszko.

A Piotr Ścieszko jeszcze nie raz przerywał i zadawał niewygodne pytania. I nie zawsze w sprawie mundurów. Ale o tym innym razem.

Mamy nadzieję, że ten nasz historyczny kamyczek, który pozwoliliśmy sobie wrzucić do bogatego koszyczka obchodów 110-lecia tramwajów elektrycznych nikogo nie urazi a raczej dodatkowo go ubarwi, gdyż czasami warto przy takich okazjach wspomnieć nieco i o innych ciekawych, mało znanych sprawach.

[1] Kurier Warszawski nr 165a z 16.06.1908 r. wtorek