PTZ – to tylko propagandowe gadanie

Wszędzie mówi się o promowaniu publicznego transportu zbiorowego.

Że trzeba ograniczać transport indywidualny w miastach, bo ulice zapchane, chodniki czy trawniki, itd. Czasami od tego gadania aż mdli, jak po lodach z salmonellą. Z tym tylko, że z salmonelli można się wyleczyć a po tym gadaniu… raczej popaść w jeszcze większą chorobę. Bo czyż optymizmem może napawać ostatnie „super” rozwiązanie czcigodnych twórców prawa o ruchu drogowym w sprawie kolejnych ułatwień i promowania transportu indywidulanego w miastach, w tym przypadku e-hulajnóg? A właściwie UTO (urządzenie transportu osobistego – czyli pojazd napędzany silnikiem elektrycznym, dla jednej osoby poruszającej się na nim, o konkretnych wymiarach maksymalnych (szerokość – 0,9 m, długość – 1,25 m, masa – 20 kg). UTO mają mieć konstrukcyjne ograniczenie prędkości do 25 km/h).

Warto zwrócić uwagę, że twórcy nowelizacji przepisów w Prawie o ruchu drogowym, świadomie lub nie nazwali e-hulajnogi UTO, aby broń Boże nie użyć słowa – indywidualny. A przecież czy jest to rower, czy hulajnoga, wrotki, deskorolka, itp. są to urządzenia transportu indywidualnego a nie zbiorowego. W dodatku bardzo wymagającego i kosztownego dla miasta, bo trzeba dla niego zrobić ścieżki rowerowe, hulajnogowe czy wrotkowe. Być może na razie nie potrzeba jeszcze budować dla każdego z wymienionych transportów indywidualnych oddzielnych ścieżek, ale lada moment do tego dojdzie. Bo nie wystarczy tylko tymczasowe, prowizoryczne poszerzenie już istniejących, które już są zapchane rowerami. Tylko patrzeć jak hulajnogowcy zażądają wzorem rowerzystów swoich asfaltowych ścieżek. A te po raz kolejny zabiorą następne hektary obsadzone trawnikami i drzewami, o które tak bohatersko walczą ekolodzy korzystający z indywidualnego transportu hulajnogowego. Nazywających siebie „promotorami ptz”.

Patrząc na działania różnych instytucji odpowiedzialnych za gospodarowanie w mieście, na drogach i ich sprzyjanie transportowi indywidualnemu i powolne ciche niszczenie transportu zbiorowego można przypuszczać, że mówienie wzniośle o potrzebie rozwijania transportu zbiorowego – to po prostu czcze gadanie. To mieszanie pojęć zbiorowy z indywidualny. Czasami dobija człowieka stwierdzenie, że rozwój ruchu rowerowego, hulajnogowego, wrotkowego to droga w dobrym kierunku, bo to zwiększenie mobilności mieszkańców. Tylko, że „zwiększenie mobilności” to także zwiększenie ruchu różnych urządzeń transportu indywidualnego, które będą spowalniać ruch pojazdów transportu zbiorowego. W dodatku zwiększenie ilości wypadków, kolizji nie tylko jednych i drugich urządzeń, ale coraz częściej z udziałem pieszych.

O tym nierozróżnianiu transportu indywidualnego od zbiorowego i o działaniu chaotycznie i po omacku może świadczyć np. wypowiedz przedstawicieli Ministerstwa Infrastruktury:

„Miejscem do poruszania się UTO, czyli w dzisiejszych okolicznościach przede wszystkim e-hulajnóg, mają być drogi i pasy rowerowe. Jeśli nie ma infrastruktury rowerowej, to można wjechać na jezdnię, ale tylko tam, gdzie ograniczenie prędkości na niej wynosi 30 km/h. W ostateczności, jeśli nie ma drogi rowerowej, a po jezdni można jeździć szybciej, UTO może wjechać na chodnik. – Ma się jednak poruszać powoli, uważnie, z dostosowaniem jazdy do warunków – zastrzegł minister Adamczyk. W tym przypadku UTO różnią się od rowerów, które, zgodnie z przepisami, jeśli nie mają drogi rowerowej, powinny jechać po jezdni.”

Warto też zwrócić uwagę, że w myśl przygotowanych przepisów, nie ma ograniczenia w prędkości poruszania się po drogach e-hulajnóg. Jest tylko wymóg, by urządzenie fabrycznie nie mogło się rozpędzić bardziej niż 25 km/h.

Wiceminister Weber, dopytywany dlaczego nie wpisano w przepisy ograniczenia prędkości na chodniku, a jedynie oględnie nakazano im bezpieczną jazdę, z rozbrajającą szczerością przyznał, że nie da się w praktyce skontrolować, czy hulajnoga jedzie 16 czy 18 km/h.

W przepisach zabraknie konkretnych narzędzi dla miast, np. możliwości licencjonowania hulajszeringów lub wyłączania konkretnych obszarów z ich działalności. Minister Adamczyk przyznał, że w jego opinii już dziś istnieją przepisy, które to umożliwiają i uznanie UTO za pojazdy, rozwiązuje sprawę. Przytoczył przepis, który ustala opłatę za usunięcie porzuconego pojazdu na 100 zł, a opłatę za jego przechowywanie na 15 zł dziennie.

Propozycja ministerstwa precyzuje więc czym są e-hulajnogi i inne UTO i gdzie, zgodnie z prawem, powinny się poruszać. Nie daje jednak żadnych podstaw, by sądzić, że praktyka ich użytkowania będzie inna niż dotychczas. Czyli nijaka i wprowadzająca kolejny, coraz większy chaos na drogach, chodnikach, który skutecznie promuje transport indywidualny i powoli zabija transport zbiorowy. Nawet ten gorąco promowany – szynowy.

W materiale wykorzystano fragmenty art.” Ministerstwo opracowało przepisy. E-hulajnogi jak rowery” zamieszczonego na portalu; Transport publiczny.