100 lat autobusów z nieco innej strony – cz. 6

Mimo panującej i nieodpuszczającej pandemii, chciał nie chciał wchodzimy zamaszystym krokiem w kolejny rok, który dla warszawskich autobusów będzie pierwszym, mamy nadzieję, z kolejnej setki. Kończymy na naszych łamach cykl artykułów o stuletniej historii warszawskich autobusów widzianych okiem związkowców i o ich udziale w budowaniu dzisiejszej pozycji w gronie stołecznych operatorów transportu publicznego.

Tym razem trochę o trolejbusach, które jakoś zostały pominięte w rocznicy, a jakby nie patrzył, to też autobusy, ale elektryczne.

Wszyscy wiedzą, że pierwsza zajezdnia trolejbusowa funkcjonowała od 1945 roku przy ulicy Łazienkowskiej. Widzą, że obsługiwała różne typy i marki trolejbusów, jednak niewiele zdaje sobie sprawę, że na „Łazienkowskiej” działała jedna z większych zakładowych organizacji związkowych, kontynuująca przedwojenne tradycje Związku Tramwajarzy, a jej powojennymi twórcami byli związkowcy pracujący przed 1939 rokiem w zajezdniach tramwajowych „Praga”, „Rakowiec” czy przy Młynarskiej. Trudno wymieniać nazwiska wszystkich, ale warto wspomnieć o Józefie Wielebskim, jednych z pierwszych kierowców warszawskich trolejbusów, związanych ze stołeczną komunikacją od 1924 roku, czy o Janie Dołowym – byłym motorniczym w czasie okupacji, uczestniku Powstania w 1944 roku.

Komórka związkowa powstała w marcu 1945 roku i jednym z pierwszych zadań związkowców było zapewnienie przede wszystkim wyżywienia, odzieży dla pracowników odbudowujących zajezdnię ze zniszczeń wojennych. Na liście najpilniejszych było także zapewnienie spraw bytowych i mieszkaniowych czy nawet opału. W kwietniu 1945 roku ciągle jeszcze trwała wojna, lewobrzeżna Warszawa była jednym, ogromnym gruzowiskiem, w którym właściwie nic nie istniało, nie funkcjonowało. Zorganizowanie czegokolwiek wymagało nie tylko sprytu, zaradności, pomysłowości, ale przede wszystkim dużego zaangażowania czasowego. Często niemal przez całą dobę i dodatkowo często bez wynagrodzenia adekwatnego do włożonej pracy. O ile takowe miało w ogóle znaczenie, bo bardziej cenną była miska ciepłej zupy z grubą kromką chleba.

W tamtym czasie związkowcy obok codziennej pracy zawodowej i załatwiania spraw bytowych nie tylko związkowcom, ale wszystkim zatrudnionym na „Łazienkowskiej”, musieli zajmować się także współdziałaniem z kadrą kierowniczą zajezdni. Dosłownie niemal w każdej dziedzinie począwszy od spraw budowlanych a skończywszy na naborze pracowników, tworzeniem regulacji i przepisów zarówno dla codziennego ruchu trolejbusów jak i funkcjonowania zajezdni. M. in. związek kierował i rekomendował kandydatów na kursy dla przyszłych kierowców trolejbusów, niekoniecznie dobierając, jak mówią niektórzy, wg politycznego klucza.

Mimo, że wiele spraw wymagało wiedzy fachowej, doświadczenia i przede wszystkim czasu, to głównie dzięki zaangażowaniu całej załogi „Łazienkowskiej” pod koniec listopada 1945 roku zajezdnia mogła rozpocząć w miarę normalną, eksploatacyjną pracę.

Wraz z uruchomieniem w styczniu 1946 pierwszych linii trolejbusowych na listę zadań do wykonania przez związkowców doszły nowe. Wiele związanych bezpośrednio z codziennym ruchem pojazdów, które wymagały nieustannych napraw, remontów. Zły stan techniczny pierwszych wozów unaocznił wielu problem zapewnienia odpowiednich i bezpiecznych warunków pracy. Pod koniec lat 40-tych ich zapewnienie na odpowiednim poziomie było niemałym wyzwaniem dla związkowców. Brakowało odpowiednich przepisów, które trzeba było dopiero stworzyć, brakowało środków ochrony osobistej, żeby nie mówić, że brakowało nawet podstawowego wyposażenia apteczek w postaci bandaży, plastrów czy innych medykamentów. Teoretycznie za sprawy bhp powinno było odpowiadać kierownictwo zajezdni, ale praktycznie scedowano tę sprawę na związkowców. A ci po raz kolejny musieli wykazać się sprytem i pomysłowością.

Warunki pracy na „Łazienkowskiej”, szczególnie dla mechaników były, mówiąc delikatnie były fatalne. Mimo że właściwie od 1945 aż do 1960 roku trwała stała modernizacja i rozbudowa zajezdni, to wielu z pracujących wówczas na warsztacie wspomina, że najgorsze były zimy. Niedogrzane hale, wieczne prowizorki stwarzały kolejne problemy do rozwiązania. Jednym z nich była ogromna absencja chorobowa. Aby jej nieco zapobiec potrzebne były nie tylko naciski związkowców na kierownictwo o przyspieszenie prac budowlanych, ale również cała złożona profilaktyka zdrowotna. Jednym z elementów było zapewnienie pracownikom szerokiej pomocy w postaci dożywiania i zapewnienia w okresie zimy bezpłatnych warzyw i owoców. To właśnie na „Łazienkowskiej” pod koniec lat 40-tych powstały pierwsze inicjatywy wszelkiego rodzaju akcji upowszechniających zdrowy tryb życia. Nie tylko pod kątem zdrowia fizycznego, unikania chorób, ale także spędzania wolnego czasu po pracy, niekoniecznie przy butelce wyskokowego napoju, co wówczas było nagminnie praktykowane.

Mówiąc o związkowcach z „Łazienkowskiej” warto wspomnieć, że byli inicjatorami wielu akcji dla dzieci pracowników, począwszy od wszelkiego rodzaju wypoczynku letniego, imprez noworocznych, ale także niedzielnych pikników na Bielanach czy Powsinie.

Nie można zapomnieć, że pod koniec lat 60-tych trolejbusowi związkowcy, wówczas już urzędujący w nowej trolejbusowej zajezdni przy Chełmskiej, na teren, której przeniesiono „Łazienkowską” z taborem i załogą, zainicjowali powstanie pierwszego w trakcji trolejbusowo-autobusowej Klubu Honorowych Dawców Krwi PCK w 1972 roku, choć idea krwiodawstwa zrodziła się znacznie wcześniej. Już w latach 50-tych wielu związkowców oddawało honorowo krew, a swoim przykładem „zaraziło” wielu pracowników niezrzeszonych w związkach zawodowych.

W już ponad stuletniej historii warszawskich autobusów o wszelkiej działalności związkowców niewiele napisano i niewiele się mówi. Szkoda, bo często ich bezinteresowny wkład pracy w rozwój trakcji autobusowej był ogromny i niejednokrotnie unikatowy, niespotykany w innych firmach komunikacji miejskiej nie tylko w Polsce.

Publikując te kilka artykułów o związkowcach mamy nadzieję, że choć w ten skromny sposób dopowiedzieliśmy do historii warszawskiej komunikacji kilka ciekawych i mało znanych wątków, faktów, o których nie powinno się zapominać.