Rzeź transportu publicznego?

Zaiste, czasy mamy nadzwyczaj pokręcone i dynamiczne. Czasami dynamika niektórych wypowiedzi „mądrych” i tych nieco mniej „rozumnych” przypomina rzucanie petard, byleby było głośno, a że wyszło głupio, to już nie ważne. Bo czyż nie jest petardą stwierdzenie pewnego profesora, notabene członka zacnej i poważnej instytucji, jaką jest Polska Akademia Nauk (PAN), która winna być niepodważanym autorytetem, mówiące w zaleceniach na powstrzymanie wzrostu zachorowań na Covid-19, że: „Pamiętaj, że zatłoczone środki transportu publicznego, którymi podróżują Twoi pracownicy do pracy i z pracy do domu, są miejscem, w którym łatwo się zarazić SARS-CoV-2 lub grypą”. Stwierdzenie wysnute bez jakichkolwiek własnych badań czy nawet przeczytania opracowań innych fachowców w tym temacie? A te mówią krótko, że np. badania z Niemiec wykazały tylko 0,2% zakażeń w komunikacji. Podobnie we Francji czy Wlk. Brytanii.

Być może panu profesorowi nie zależy na opinii o nim pracowników transportu publicznego, ale chyba nie powinien swoim stwierdzeniem podrywać autorytetu PAN-u. To już naprawdę nie przystoi.

Inną „gwiazdorską” wypowiedzią popisał się rządowy medial-men, który podkreślał na antenie telewizji Polsat, że nowe ograniczenia odwiedzania kin, teatrów czy galerii handlowych wynikają z chęci ograniczenia mobilności. Zasugerował przy tym, że to w transporcie publicznym może dojść do zakażenia koronawirusem. Niestety, takich „gwiazdorskich” wypowiedzi jest więcej, tylko czemu one mają służyć? Czy nie mamy do czynienia z początkiem rzezi transportu publicznego?

O ile ograniczanie liczby kontaktów jest jak najbardziej zasadnym działaniem, o tyle sugerowanie, że to w transporcie publicznym może dojść do zakażenia koronawirusem nie ma żadnych podstaw. Jak dotąd żadne analizy czy badania przeprowadzone w innych państwach nie wskazały na to, że w transporcie powstają ogniska rozprzestrzeniania się wirusa.

Forowanie teorii, że transport publiczny jest ogniskiem zakażeń, nie tylko urąga pracownikom, dyskredytuje ich często z poświeceniem własnego zdrowia ciężką codzienną pracę, ale w końcowym efekcie zachęca pasażerów do rezygnacji ze skorzystania z tramwaju, autobusu. To z kolei wpłynie na ograniczenie ilości kursów, taboru na liniach, itd. A to przełoży się wreszcie na likwidację kolejnych miejsc pracy. Czy o to chodzi „twórcom „gwiazdorskich” wypowiedzi? O zwiększanie bezrobocia, które już jest ogromne z powodu nie zawsze przemyślanych do końca decyzji?

Jako pracownicy transportu publicznego – głośno mówimy – NIE!

Dość klepania nieprzemyślanych, nieodpowiedzialnych podobno, jedynych, stanowisk tego czy innego organu.