Patrząc na wodór – polemika

Bez wątpienia wodór jest paliwem przyszłości, szczególnie w komunikacji miejskiej. Jednak, aby była ona niezbyt odległa, trzeba sporo zrobić, a w polskim przypadku nadrobić czy też odrobić ogromne zaległości w energetyce zarówno konwencjonalnej jak i odnawialnej powstałe przez ostatnie 10 lat. Żeby nie powiedzieć, zawinione lub nie zaniedbania wielu decydentów na różnych stopniach zarzadzania i decydowania. Przede wszystkim poprzez blokowanie nie tylko budowy nowych eko-elektrowni (gazowych, opalanych biomasą, biometanem, itd.) hydroelektrowni czy farm wiatrowych fotowoltaicznych, ale i hamowanie rozwoju energetyki odnawialnej, zwłaszcza tzw. obywatelskiej w której monopol spółek energetycznych zostaje zastąpiony udziałem w produkcji energii przez więcej podmiotów, w tym obywatelki i obywateli, samorządy, instytucje, spółdzielnie energetyczne czy wspólnoty mieszkaniowe (fotowoltaika, pompy ciepła, itd.).[1]

Nie bez znaczenia są poważne zaniedbania w odbudowie i budowie nowych linii przesyłowych (najważniejszych 400kV), których po pierwsze mamy za mało i właściwie jesteśmy w europejskim ogonie pod względem ich długości[2] na 1000 km², po drugie ich stopień zużycia już w 2010 roku był powyżej 80 procent. Większość linii zostało wybudowane w latach 70 i 80 tych XX wieku. W latach 1995 – 2008 wzrost długości linii 400kV wyniósł zaledwie 2,7 procenta przy jednoczesnym wzroście krajowej produkcji energii elektrycznej o 11,9 procent oraz wzroście zużycia o 13,3 procent.[3]

Dane za ostatnie 10 lat, mówiąc delikatnie, nie są wcale lepsze, choć plany na poprawę sieci elektroenergetycznej były bardzo ambitne i znaczna część miała być zrealizowana do 2020 roku. Plany są dalej, tylko, że termin ich realizacji przesunął się do 2030 roku i dalej.

Starzejące się elektrownie, ich mała efektywność energetyczna, stara sieć elektroenergetyczna, na której są straty przesyłowe rzędu do 10 procent wpływają na to, że zaczyna nam brakować prądu. Z wyliczeń Biura Bezpieczeństwa Narodowego wynika, że w czasie przesyłu „ginie” do 10 proc. wytworzonej energii. To strata ponad 2 mld zł rocznie. Prąd ulatnia się także, dlatego, że przesyłamy go na zbyt duże odległości: elektrownie są rozmieszczone nierównomiernie, odbiorcy znajdują się za daleko. Niestety, te główne czynniki są sprawcami wysokich cen prądu elektrycznego, który bez poprawy stanu polskiej energetyki będą stale szybować w górę.

A jego cena jest istotna, gdyż decyduje o kosztach produkcji wodoru i późniejszym jego wykorzystaniu w transporcie prywatnym czy publicznym.

Wytworzenie 1 kg wodoru (ilość potrzebna do przejechania 100 km sam. osobowym), przy dzisiejszej słabej sprawności procesu wytwarzania potrzebuje ok. 52,5 kWh energii. To bardzo dużo, gdy zestawi się ze zużyciem energii w samochodach elektrycznych, które potrzebują 18-20 kWh na przejechanie 100 km.

Żeby wodór miał sens w samochodach, wytworzenie 1 kilograma gazu powinno pochłaniać maksymalnie 10-12 kWh energii – żeby pozostawał jeszcze spory margines na transport gazu z miejsca elektrolizy do stacji tankowania wodorem. Nie mówiąc już o tym, że jego produkcja musi być tania i mieć tendencje spadkowe a nie zwyżkowe. Gdzie podstawą będzie tani, pochodzący ze źródeł odnawialnych prąd elektryczny, jak również zmniejszanie kosztów przesyłu np. poprzez magazynowanie nadwyżek, jak najbliżej odbiorcy. Ideałem byłoby posiadanie przez wytwórcę gazu własnej technologicznej mini-elektrowni czy magazynu energii elektrycznej.

Aby myśleć o wodorze w transporcie, trzeba najpierw odbudować, żeby nie powiedzieć na wielu odcinkach zbudować na nowo, polską energetykę. Zainwestować ogromne pieniądze w nowe eko-elektrownie i linie przesyłowe i stworzyć tzw. stałą, stabilną, konserwowaną na bieżąco i rozbudowywaną bazę energetyczną. Bazę, która nie tylko będzie zabezpieczała polskie zapotrzebowanie na energię elektryczną, ale będzie mogła również sprzedawać na zewnątrz nadwyżki, a nie jak teraz przy niewydolnym systemie przesyłowym stawać się coraz większym importerem. Posiadając takie stabilne zaplecze można przystąpić do taniej produkcji wodoru czy to poprzez elektrolizę czy reforming metanu. Dzisiaj w Polsce produkcja wodoru będzie bardzo droga, bo drogi jest prąd elektryczny. Mogłaby być tańsza, gdybyśmy pobudowali duże eko-elektrownie (farmy wiatrowe, farmy fotowoltaiczne) w pobliżu wytwórcy wodoru, aby skrócić drogę przesyłu czystej zielonej energii. W Japonii już takie kompleksy powstają i koszty produkcji czystego wodoru są coraz niższe. Ale czy stać nas na budowę eko-elektrowni, jak nie radzimy sobie z budową konwencjonalnych?

Trzeba zdawać sobie z tego sprawę, zanim ulegnie się opowiadaniu o ogromnych możliwościach polskich producentów wodoru dysponujących tysiącami ton tzw. brudnego wodoru, gotowymi wprowadzić polski transport publiczny w erę wodorowych autobusów, lokomotyw, itd.

  1. http://eko.org.pl
  2. W Polsce długość linii przesyłowych przypadająca na 1000 km² w 2009 roku wynosiła 41 km, w Grecji 120 km. w Niemczech 100 km, na Słowacji 60 km.
  3. Ogólna ocena stanu technicznego istniejących linii napowietrznych 400 kV – raport „Polenergia – 2010”.