Uszanować ludzką pracę

Każdego roku odchodzi na zasłużoną emeryturę wielu trambusiarzy – kierowców, motorniczych, ludzi zaplecza czy administracji. Wielu z nich niemal całe swoje zawodowe życie, a niejednokrotnie i rodzinne, związało z warszawskimi tramwajami czy autobusami. Często było to, nawet 30, 40 lat. Mówiąc krócej – żyli swoimi firmami, identyfikowali się z nimi, doglądali i dbali o ich kształt, wizerunek o ich postrzeganie przez innych, nie związanych z przedsiębiorstwami. Wielokrotnie za swoje oddanie, poświecenie prywatnego czasu nie oczekiwali profitów, uznania. Uważali, że praca dla dobra firmy jest ważna, jeśli nie najważniejsza.

Niestety, w dzisiejszych czasach, nierzadko ich zaangażowanie, ofiarność są niedoceniane, a co najbardziej przykre – wyśmiewane i oceniane przez wielu współczesnych, nie zawsze młodych, a podobno gniewnych, jako bezsensowne, frajerskie, bo według nich, była to praca za friko czyli nie za pieniądze.

Ta zła, aspołeczna opinia, która często przeistacza się w aktywna postawę wdrażającą ją w życie w niebywałym tempie rozprzestrzenia się niemal wszędzie. Coraz częściej, żeby nie powiedzieć, że jest już niemal standardem jest obecna, także w TW i MZA. Nie tylko wśród współpracowników, ale co najgorsze i właściwie winno być niedopuszczalne, jest niemal normą kadry nadzorującej na różnych szczeblach zarządzania. Szczególnie jest to widoczne i bolesne, gdy nadchodzi dzień odejścia pracownika na emeryturę.

Nie są to odosobnione, jednostkowe przypadki, ale coraz częściej są normą, że w tym ostatnim dniu pracy, kierownik jest… tak zarobiony, że nie miał czasu przyjść do odchodzącego na emeryturę, uścisnąć dłoń i powiedzieć – dziękuję panie Janku, pani Janino w imieniu swoim i firmy za pracę.

Czy naprawdę nie stać go chociaż na to dobre słowo? Czy naprawdę ma pozostać w pamięci byłego pracownika – bezdusznym, pozbawionym ludzkich odruchów kierownikiem? Złym, smutnym epizodem w zawodowej pracy?

Niestety, również i nieco wyższa kadra nadzorująca nie pamięta o swoich odchodzących na emeryturę pracownikach ograniczając się jedynie do wydania świadectwa pracy.

Trudno dzisiaj wymagać, aby wielu z owej kadry sięgnęło po dobre wzorce z historii firmy, bowiem dla nich historia to niepoprawna fanaberia i powróciło do wręczania odchodzącym na emeryturę listów gratulacyjnych podpisanych przez prezesa, kierownika. Listów, które dla wielu byłych pracowników są często powodem do dumy, do pokazywania dzieciom, wnukom, że mimo trudnych czasów nie byli w MZA czy TW jedynie trybikami zgrzytającej maszyny, że dostrzegano ich. Być może, jak krąży kolejna zła opinia, wielu nie zależy na takim papierze i nawet jak otrzyma taki list, to zapewne w ramach złości, upokorzenia jakiego doznawał w pracy, wyrzuci go do pierwszego lepszego kosza. Jednak wielu zachowa ten „akt pamięci” i być może za 100 lat, jego prawnuki przekażą go do zbiorów muzeum komunikacji, o ile takie kiedyś powstanie.

I o takie niewielkie ludzkie odruchy, proszą nas związkowcy i pracownicy. Nie tylko ci, którzy odeszli w niesmaku na emeryturę, ale i ci którzy w najbliższym czasie pożegnają się z TW czy MZA.